O przykrym incydencie, który spotkał Wojciecha Bojanowskiego na warszawskim Mokotowie, dziennikarz poinformował internautów w środę późnym wieczorem. Na swoim instagramowym profilu zamieścił kilka zdjęć zniszczonego auta, z którego ukradziono radio. Wojciech Bojanowski nie krył zaskoczenia faktem, że samochodowe radioodbiorniki wciąż padają łupem złodziei. Zwrócił się więc bezpośrednio do rabusia za pośrednictwem swojego profilu.
"Hej złodzieju mojego radia. Wyobrażam sobie ciebie, że musisz być bardzo wrażliwym, w szczególności na muzykę chłopakiem, który trochę się w życiu pogubił. Być może jesteś w moim wieku, co dawałoby ci szansę na bycie głęboko zatopionym w najntisowych klimatach, przecież wtedy radia kradło się na potęgę" - zaczął swój obszerny wpis Bojanowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I choć, jak przyznał Bojanowski, to niestety nie pierwsza tego typu kradzież, która mu się przytrafiła (na początku lat dwutysięcznych w podobnych okolicznościach stracił radio z "Opla Kadetta w kolorze fioletowy metalik"), nie do końca potrafił zrozumieć motywację złodzieja.
W dalszej części wpisu reporter TVN24 dywagował, czy do przestępczego czynu pchnęła złodzieja miłość do muzyki, sentyment czy "refleksja nad upływającym czasem". Niezależnie od tego, jaki był powód, Bojanowski wysunął pod adresem złodziejaszka konkretną propozycję.
"Zgłoś się proszę do mnie albo na policję, bo mam fajne playlisty z piosenkami do słuchania. Skoro wyjąłeś sobie już radio (precyzyjna koronkowa robota, jak widać na zdjęciu numer 2) to szkoda, abyś słuchał na takim sprzęcie jakiegoś badziewia" - dodał Bojanowski.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.