Widzowie Telewizji Republika nie zdążyli za dobrze zobaczyć tego, co poseł pokazał w programie Adriana Stankowskiego, gdzie goście omawiali sensacje związane z politykami PiS - Wąsikiem i Kamińskim.
Marcin Romanowski z Suwerennej Polski był na miejscu, z kolei Sławomir Ćwik z Polski 2050 zwracał się do gospodarza i telewidzów za pośrednictwem internetu. Panowie mieli skrajne różne opinie na temat skazanych działaczy, a także gestu prezydenta, który obu ułaskawił.
Według Ćwika na antenie doszło do niesprawiedliwego podziału czasu na wypowiedź. - Zazdroszczę posłowi Romanowskiemu, że może tak długo mówić i mu pan nie przerywa - zwrócił uwagę gospodarzowi.
Prowadzący skwitował słowa posła krótko i ironicznie, mówiąc: "zazdrość to nie jest dobra emocja".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rozmowa toczyła się dalej, mniej lub bardziej płynnie - do czasu. Przez większą część programu widzowie oglądali ekran podzielony na trzy okna, w których pokazywano gospodarza i jego gości. Dodatkowo emitowano nagrania pasujące do kontekstu dyskusji.
Ta dotyczyła skazanych polityków, o których Romanowski mówił jako o "więźniach politycznych". Wtedy do akcji kroczył Ćwik. Na tablecie skierowanym w stronę kamery wyświetlił zdjęcie. Stankowski wydawał się nie reagować - popatrzył jedynie w bok. To wystarczyło, aby poseł koalicji rządzącej nagle zniknął z ekranu.
O co chodziło? Skąd nagła decyzja o zdjęciu polityka? W ciągu dwóch ostatnich sekund, zanim ściągnięto Ćwika z anteny, poseł pokazał widzom fotografię Marcina Romanowskiego i Zbigniewa Ziobry z 2019 r., z którą wiążę się skandal. Zdjęcie można dostrzec, przeglądając nagranie programu na YouTubie.
Na fotografii uwieczniono Romanowskiego i Ziobrę, którzy spotkali się w Urzędzie Miasta w Zamościu, gdy mniej znany z polityków kandydował do Sejmu. Oprócz panów na zdjęciu widać młode osoby z materiałami wyborczymi. Tymczasem według kodeksu wyborczego w Urzędzie Miasta niedozwolona jest agitacja polityczna.
Ziobro, prokurator generalny, tłumaczył później, że materiały z nazwą partii i numerem Romanowskiego na liście wyborczej, jakie towarzyszyły spotkaniu polityków, były "przejawem sympatii", a nie agitacją.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.