Mariusz Szczygieł w swojej karierze miał poważne przygody z telewizją. W latach 1995-2001 prowadził w Polsacie program "Na każdy temat". Mówi się, że jest to pierwszy talk-show w polskiej komercyjnej telewizji poruszający kontrowersyjne tematy, często pozostające w sferze tabu.
Po telewizji Szczygieł skupił się przede wszystkim na pisaniu reportaży. W 2006 r. wydał powszechnie chwaloną książkę "Gottland", która przy okazji stała się hitem w Polsce i Czechach. W 2019 r. dostał Nagrodę Literacką "Nike" za tom "Nie ma".
Autor stwierdził w jednym z wywiadów, że pisarstwo wyzwala w nim zgoła odmienne emocje niż telewizja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Telewizja to dla mnie diabeł. Mój mózg zmienia się, gdy widzę kamerę. Od razu zaczynam się wtedy popisywać i mówię nie to, co bym chciał. A gdy piszę, to piszę to, co chcę - wyznał.
Jednak Szczygła ewidentnie nie przestało ciągnąć przed kamery. Zdradza to jeden z ostatnich wpisów na Instagramie. Pojawiło się na nim nagranie, na którym pisarz w nocy idzie do warszawskiej siedziby TVP przy ul. Woronicza.
Odchodząc z telewizji 23 lata temu, powiedziałem sobie, że jeśli wrócę, to nigdy do żadnego show. Mogę wrócić jako siwy starszy pan z jakimś dorobkiem. Naprawdę tak właśnie myślałem. Tylko nie sądziłem, że ta dojrzałość tak szybko mnie dopadnie. Na razie jestem zobowiązany do milczenia, ale bardzo prawdopodobne, że zaangażuję się w misję nowej TVP - napisał w opisie.
W końcowej części wpisu Mariusz Szczygieł wspomniał o niezwykłej sytuacji. Chodzi o jego spotkanie z ochroniarzem pilnującym budynku publicznego nadawcy.
Kiedy dochodziłem do bloku F, zatrzymał mnie ochroniarz i miał miejsce kiczowaty, ale przemiły fakt: "Wreszcie! — powiedział. Chyba pana z tej radości ucałuję. Orłosia już ucałowałem" - czytamy.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.