Historycy głównego nurtu – zwolennicy teorii allochtonicznej – uważają, że Słowianie ze swojej praojczyzny pomiędzy Dnieprem a Bugiem (południowa część obecnej Białorusi, część Polski i Ukrainy – przyp. red.) wyruszyli w pierwszej połowie VI wieku naszej ery i w bardzo krótkim czasie – najwyżej trzech pokoleń – zajęli niemal połowę Europy, mniej więcej na wschód od linii łączącej Hamburg i Triest. Ta prędkość nie ma precedensu w historii i do dziś wzbudza podziw i zdumienie.
Inni zdobywcy w starożytności i wczesnym średniowieczu co prawda czasami równie szybko zajmowali rozległe tereny, ale nigdy nie potrafili ich zasiedlić na stałe. Ich panowanie zawsze polegało na wyzysku podbitych plemion, które po pewnym czasie wygnały intruzów lub mieszały się z nimi. W przypadku Słowian nic takiego się nie zdarzyło. Jak to możliwe? Wygląda na to, że naszym przodkom pomogły dwa nieoczekiwane wydarzenia, które sprawiły, że w czasie, kiedy Słowianie wyruszali na podbój, Europa na północ od Alp była niemal wyludniona.
5000 ofiar dziennie
Pierwszym z nich była Dżuma Justyniana. Pandemia miała niemal ogólnoświatowy zasięg, objęła najpierw tereny nad Morzem Śródziemnym, gdzie zginęła prawie połowa ludności. Niedługo potem z powodu zarazy cierpiała już cała Europa. W Bizancjum zaraził się sam cesarz Justynian (482–565), dlatego pandemia nosi jego imię. Była to najprawdopodobniej dżuma dymienicza, przy której śmiertelność wynosi 60–90%. W Konstantynopolu w szczytowym okresie epidemii umierało około 5000osób dziennie. Historycy szacują, że zginęło wówczas prawie 60% ludności Europy, a niektóre tereny niemal się wyludniły.
Drugą katastrofą w owych czasach było minimum klimatyczne wspomniane przez Prokopiusza z Cezarei, bizantyńskiego kronikarza. Opisywał je następująco: „sucha mgła” pochłaniająca promienie słoneczne, „widoczne, ale niegrzejące” Słońce, brak deszczu na wiosnę i niemal ciągły deszcz w lecie, srogie zimy i wielokrotne powroty mrozów w ciągu całego roku. Przyczyną tych zmian była prawdopodobnie potężna eksplozja wulkanu. Klęska głodu, kanibalizm i druga fala wędrówki ludów
W przeciwieństwie do dżumy, która po kilku miesiącach ustąpiła, ta druga katastrofa trwała przez kilka lat, szczególnie mocno dała się we znaki ludziom w latach 535–543. Spowodowała długotrwałą klęskę głodu, prawdopodobnie na całej półkuli północnej. Brak pożywienia dziesiątkował populację, a osłabieni ludzie łatwiej zarażali się dżumą. Starali się uciec przed głodem i zarazą, chowali się w lasach i odżywiali żołędziami. Zdarzały się też przypadki kanibalizmu. Te wszystkie wydarzenia doprowadziły do drugiej fali wędrówki ludów.
Jeżeli spojrzymy na trasy wędrówki poszczególnych plemion podczas drugiej fali wędrówki ludów, zauważymy dziwne, często chaotyczne ruchy niektórych plemion, na przykład Herulów i Gotów, którzy wędrowali tam i z powrotem, na północ i na południe. Wyjaśnienie tej zagadki jest proste – wszyscy, którzy mogli, zmierzali nad morze, na wybrzeże, które jeszcze nie było przez nikogo zajęte. Biorąc pod uwagę znikomą gęstość zaludnienia w ówczesnej Europie, połów ryb rzez jakiś czas mógł utrzymać przy życiu wszystkich jej mieszkańców.
Jak walczyli
Słowiańscy najeźdźcy pojawili się również na granicach rozwiniętego Imperium Bizantyjskiego. Wzbudzali strach i przerażenie. Na scenie europejskiej pojawili się nagle skąpo odziani „barbarzyńcy bez kultury”, wyznawcy zupełnie innych bóstw pogańskich. W taki sposób opisywali naszych przodków ówcześni kronikarze bizantyńscy, którzy bardzo się ich obawiali. Należy przyznać im rację, bowiem Słowianie w tym okresie nie byli żadnymi niewiniątkami. Swoim *pogańskim bóstwom składali ofiary z ludzi i torturowali jeńców. *Byli okrutnymi i wzbudzającymi grozę wojownikami, których obawiały się wszystkie wojska ówczesnego świata.
*Siła, okrucieństwo, nieustępliwość *– te cechy są wymieniane w bizantyńskich pisemnych dokumentach w związku ze Słowianami. Państwa o zaawansowanym rozwoju przed doszczętną dewastacją uratowało jedynie to, że nasi przodkowie nie byli zjednoczeni, nie wspomagali się wzajemnie, często byli zwaśnieni i walczyli ze sobą ze względu na łupy wojenne, nieprzestrzeganie sojuszów albo łamanie danych obietnic. Oddziały Słowian czasami zaciągały się do obcych armii, na przykład u boku Bizantyjczyków walczyły z Germanami.
Okrucieństwo dawnych Słowian dziś jest dla nas trudne do zrozumienia, ale w owych czasach było ono charakterystyczne dla wszystkich barbarzyńskich plemion, a Bizantyńczycy odpłacali im pięknym za nadobne. Na przykład w 550 roku po zwycięskiej bitwie i ucieczce bizantyńskich wojsk Słowianie schwytali wodza Azbada i żywcem wrzucili w płomienie. Najpierw jednak odcięli pasma skóry z jego pleców i skręcili z nich powróz.
Słowianie, którzy wpadli do Tracji i Ilirii, zabijali każdego, kogo spotkali na swojej drodze, lecz nie mieczem ani dzidą. Swoje ofiary nabijali na pale, przywiązywali je za ręce i nogi do czterech słupów i* mordowali za pomocą maczug i pałek, zamykali je w domach i podpalali. Dopiero w późniejszym okresie niektórych jeńców pozostawiali przy życiu, by służyli im jako niewolnicy. Od chwili, kiedy wkroczyli na tereny należące do Rzymu, *zabijali każdego, bez względu na wiek. **Cały obszar Ilirii i Tracji był usiany trupami – opisuje kronikarz Prokopiusz z Cezarei (500–565).
Jeńców, których Słowianie przyprowadzili ze sobą do domu, w tamtych czasach traktowali stosunkowo dobrze. Prawdopodobnie dlatego, że ich gospodarka nie była uzależniona od pracy niewolniczej. Jeńcy pozostawali w niewoli tylko przez jakiś czas, a później oferowano im powrót do domu w ramach wymiany więźniów albo darowano wolność i mogli pozostać wśród Słowian jako ich przyjaciele.
Waleczność Słowian i ich sposób walki zostały opisane w dokumentach bizantyjskich. W VI wieku najczęściej atakowali z ukrycia, starali się zaskoczyć nieprzyjaciół w gęstwinach lub wąwozach. *Ich uzbrojenie składało się z oszczepów, drewnianych łuków i strzał, które miewały zatrute groty. Niektórzy wojownicy mieli tarcze. Słowianie *często starali się ukraść konie, co dla oddziałów konnych było szczególnie dotkliwą stratą. Zazwyczaj łupem padała broń, złoto, srebro, bydło i inne wartościowe rzeczy.
Słowianie byli bardzo dumni ze swojej odwagi i opanowania sztuki walki. Według bizantyńskiego autora Menandra w latach 570–579 Bajan, chan awarski, żądał od Słowian, by stali się poddanymi Awarów i płacili im daninę. Wówczas Dobręta, wódz Sklawinów, powiedział: Jeszcze się taki nie urodził, co by naszą siłę potrafił pokonać. Przywykliśmy do tego, że to my władamy obcymi krainami, a nie, że ktoś inny włada nami. Jesteśmy tego pewni, dopóki istnieją wojny i miecze.
W gęstych liściastych lasach Słowianie byli szczególnie niebezpieczni dla wojsk bizantyńskich, ponieważ potrafili się w nich świetnie ukrywać. Z tego powodu regularna armia prowadziła wyprawy przeciwko Słowianom raczej zimą, kiedy liście opadły, a w lesie trudniej było zostać niewidocznym. Bizantyńczycy mieli również problemy z przekraczaniem rzek pieszo, budową mostów i przeprawianiem się na łodziach.
W odróżnieniu od nich Słowianie przeprawiali się przez rzeki bez problemów i doskonale znosili pobyt w wodzie. Jeżeli zostali zaskoczeni przez nieprzyjaciół, umieli się zanurzyć pod wodę, położyć się na dnie i oddychać przez długie, puste źdźbło, którego jeden koniec trzymali w ustach, a drugi wystawał nad powierzchnię.Słowianie nie walczyli w szyku tak, jak Bizantyńczycy i nie lubili pustych, otwartych przestrzeni. Jeżeli zostali zmuszeni do walki w otwartym terenie, to starali się zastraszyć nieprzyjaciół krzykiem i udawanym atakiem. O ile przeciwnik wycofał się, pędzili za nim, jeśli nie, uciekli do lasu.
O tym, jak dobrze Słowianie mieli opanowaną walkę z ukrycia, świadczy** historia opowiedziana przez kronikarza Prokopiusza w 546 roku. Wodzowi Belizariuszowi bardzo zależało na pojmaniu żywego jeńca, Gota z oblężonego miasta. Bizantyński dowódca Walerian obiecał mu, że go dostanie, ponieważ w jego oddziałach są członkowie plemion słowiańskich, którzy **potrafią się ukryć za niewielkim kamieniem albo krzakiem. Jeden z wymienionych wojowników o świcie ukradkiem podszedł pod mury obronne, schował się w krzakach i przykrył się trawą. Kiedy Got przyszedł po trawę, Słowianin zaatakował go od tyłu zanim nieszczęśnik zdążył go zobaczyć albo usłyszeć.
Najazdy na tereny zamieszkane przez Słowian prawie nigdy nie kończyły się sukcesem, ponieważ *nie budowali oni dużych miast, ale żyli w małych osadach, *które utrzymywały kontakty ze sobą. Kiedy Bizantyńczycy jedną z nich zaatakowali, mieszkańcy sąsiedniej uciekli do lasu i w odpowiedniej chwili napadli na żołnierzy z ukrycia. Zniszczenie jednej osady nie było wielkim sukcesem i zazwyczaj drogo kosztowało najeźdźców.
W późniejszym okresie, po zdobyciu nowych terytoriów, słowiański styl walki uległ zmianom. Książęta i wodzowie *zaczęli używać drogich i wówczas trudno dostępnych mieczy oraz ciężkich dzid *zamiast lekkich oszczepów. Mieli zbroję ze skóry, na której były naszyte metalowe łuski albo nosili kolczugi. Ten rodzaj zbroi początkowo był dostarczany przez kupców. Dowodem na to są analizy znalezisk archeologicznych i zakazy sprzedaży broni Słowianom wprowadzane okresowo w państwie frankijskim.
Słowianie nie pojawili się nagle
Teorii o nagłym pojawieniu się Słowian na przełomie V i VI wieku nie da się niczym poprzeć. Według oficjalnych źródeł od końca II wieku do przełomu V i VI wieku na terenie Europy Środkowej znaleziono jedynie ślady obecności plemion germańskich. Naprawdę nie było tam innych plemion? A może tylko o tym nie wiemy?
W antycznych tekstach są wymienione najstarsze nazwy plemion, którymi do dziś historycy ani archeolodzy nie są szczególnie zainteresowani i nie poddają ich wnikliwej analizie. Są to nazwy ludów przytoczone przez Ptolemeusza w jego dziele Geografia, które dokończył w 148 roku, czyli 400 lat przed nadejściem Słowian. *Pojawia się tam na przykład nazwa Suobenoi. *Według tej teorii na terenie obecnej Europy na długo przed słynną wędrówką ludów mieszkało wiele plemion słowiańskich, ale ich nazw niestety nie znamy.
Rzymscy historycy ułatwili sobie pracę i dla wszystkich słowiańskich plemion stosowali jedną nazwę według dominującego ludu, który zamieszkiwał ówczesną Germanię. W ten sposób w antycznych dokumentach zanikły różnorodne nazwy słowiańskich plemion, które stanowiły część zaawansowanej kultury znanej jako Suewowie – po prostu Słowianie.
W IX wieku niemieccy historycy pierwotną nazwę Suobenoi zaczęli zapisywać w języku łacińskim jako Slavis. Informacje podane w Geografii Ptolemeusza są dowodem na to, że *nazwa Suobenoi, czyli Słowianie, może być jeszcze starsza, niż myślimy. *Ptolemeusz opisywał tereny położone nad Gangesem, zamieszkane przez plemię słowiańskie. Zgodnie z tym, co pisze, osiedliło się tam prawdopodobnie w III wieku p.n.e., kiedy Ariowie i Wenedowie w kilku falach migracyjnych wędrowali z Europy Środkowej i Wschodniej do Indii. Wraz z nimi prawdopodobnie z Europy Wschodniej przyszło już wymienione plemię.
Poszukiwania pochodzenia „słowiańskich” plemion dzięki temu zataczają szersze kręgi. Wygląda na to, że *Słowianie zamieszkiwali Europę przez wiele tysięcy lat. *Dowodem na to jest fakt, że niektórzy z nich w III wieku p.n.e. migrowali i osiedlili się na terenie Indii. Gdyby ta teoria była prawdziwa, oznaczałoby to, że Słowianie zasiedlili Europę o wiele wcześniej, niż dotychczas uważano.
Czy Polacy są spokrewnieni z Waregami, skandynawskimi wikingami?
Już od lat historycy prowadzą zagorzałe dyskusje i spierają się o to, czy** założycielami pierwszych państw słowiańskich, takich jak Ruś Kijowska, byli Słowianie czy Waregowie, przybysze ze Skandynawii. Waregowie od połowy VIII wieku korzystali ze spławnych rzek od Nowogrodu aż po Morze Kaspijskie. Skandynawowie, którzy **według legendy „przyszli zza morza”, zgodnie z tzw. teorią normańską z przełomu XIX i XX wieku mieli niezaprzeczalny wpływ na powstanie feudalnego państwa ruskiego. Tę wersję wspiera również wielu zachodnich i rosyjskich naukowców.
Kontakty skandynawskich Waregów z Europą Wschodnią opisują staroskandynawskie sagi, literatura frankijska i niemiecka. Północna część Niziny Wschodnioeuropejskiej nie była osiedlona jedynie przez Słowian. Udowodniono, że zamieszkiwały tam wcześniej plemiona skandynawskie, bałtyckie i ugrofińskie. Pierwsi Waregowie dotarli do Zatoki Fińskiej i ruszyli w głąb lądu, gdzie wybudowali pierwsze warownie. Do najstarszych należy Aldeigjuborg (obecnie Stara Ładoga) położona nad brzegiem rzeki Wołchow w pobliżu jeziora Ładoga.
Stamtąd Skandynawowie drogą wodną dotarli do Morza Kaspijskiego, a przez morze do dalekich krain. Prowadzili wymianę handlową z Bułgarami Kamskimi, Chazarami i Arabami. Kolejną ważną wyprawę w pierwszej połowie IX wieku poprowadzili na południe, pod prąd Łowaci, po Dnieprze aż do Morza Czarnego. Waregowie budowali swoje warownie, ale wykorzystywali również istniejące. W słowiańskich ośrodkach Nowgorod, Połock i Kijów objęli władzę, zawłaszczyli sobie terytorium i zaczęli ściągać podatki od miejscowej ludności.
Oprócz uzbrojonych kupców do Europy Wschodniej zmierzała również ludność wikińska z zamiarem skolonizowania zajętych terenów. Miejscowe plemiona ugrofińskie zaczęły nazywać ich Ruotsi, co ujęło się w językach słowiańskich w formie Rusini. Przybysze osiedlili się na południe od Zatoki Fińskiej, gdzie mieszali się z ludnością słowiańską i ugrofińską. W końcu założyli dynastię Rurykowiczów, która władała średniowiecznym ruskim państwem od IX wieku do 1598 roku. Za założyciela tej dynastii uważany jest legendarny Ruryk pochodzący prawdopodobnie z Półwyspu Jutlandzkiego. *Do Ładogi przybył wraz z braćmi Sineusem i Truworem w 862 roku *i wkrótce objął władzę na Rusi.
Według oficjalnej historycznej wersji nasi przodkowie osiedlili się na ziemiach polskich w VI i VII wieku, czyli wcześniej, niż pierwsi Waregowie zakotwiczyli na brzegach Zatoki Fińskiej *i zaczęli mieszać się ze Słowianami. Jeżeli uznamy, że tak właśnie było, to *w żyłach Polaków nie powinna płynąć krew wikingów. Nie jesteśmy jednak tylko i wyłącznie Słowianami. Z jakich przodków możemy być dumni?
Kim byli przodkowie Polaków?
W Europie przeważa haplogrupa R1a1, uważana za „słowiańską”, która występuje u 55 proc. Polaków. Oprócz nas, najwięcej osób z tą mutacją jest wśród Serbołużyczan (66 proc.), Białorusinów (50 proc.), Rosjan (47 proc.) i Litwinów (46 proc.). Poza wymienioną już R1a1 w Polsce występuje jeszcze haplogrupa R1b typowa dla Celtów (16%), a obecnie dla Brytyjczyków, Hiszpanów i Francuzów, I2a występująca u Wenedów (9 proc.) oraz I1a charakterystyczna w krajach skandynawskich (7 proc.). Pozostałe haplogrupy są obecne w znikomym stopniu.
Czy to oznacza, że Polacy są w przeważającym stopniu potomkami Słowian, w niewielkim Celtów i Wikingów? To wcale nie jest takie proste, bowiem już wspomniane wyniki badań dotyczą wyłącznie mężczyzn. Haplogrupy chromosomu Y determinującego płeć, którego kobiety, ze zrozumiałych względów, nie posiadają, *są dziedziczone wyłącznie w linii męskiej. *
W przypadku linii żeńskich prowadzi się badania mitochondrialnego DNA (mDNA), które z kolei dziedziczą jedynie córki po matkach. To oznacza, że mDNA córki jest identyczne jak mDNA matki. Idąc tym tropem można teoretycznie dojść aż do tzw. mitochondrialnej Ewy, będącej przedstawicielką żeńskiej linii ostatniego wspólnego przodka obecnie żyjących ludzi. Podczas badań mDNA prowadzonych w całej Europie okazało się, że większość Europejczyków (włącznie z Polakami) ma macierzyste geny jeszcze z czasów łowców mamutów. Jak to możliwe?
Podczas wielkich migracji narodów ruszali w drogę przeważnie mężczyźni. Część kobiet w ogóle nie opuściła domostw, inne zmarły po drodze. Kiedy przybysze wreszcie dotarli do „ziemi obiecanej”, zazwyczaj czekała ich przykra niespodzianka w postaci starcia z miejscową ludnością. Mężczyźni przeważnie ginęli w bitwach, a pozostałe przy życiu kobiety stawały się partnerkami zwycięzców. To dlatego męskie i żeńskie linie rodowe czasami wypowiadają coś zupełnie innego na temat naszego pochodzenia.
{:external})