Pożary w Australii. Sydney spowite dymem. Płonie wschodnie wybrzeże
Mieszkańcy Sydney obudzili się we wtorek w mieście całkowicie przykrytym dymem, który przywiał nad ranem z okolicznych przedmieść silny wiatr. Sytuacja jest wynikiem trwających od kilku tygodni pożarów, jakie pustoszą wschodnie wybrzeże Australii.
Powietrze w mieście jest zanieczyszczone
W mediach społecznościowych mieszkańcy Sydney opisywali, że za oknami ich domów widać tylko mgliste niebo i czuć zapach dymu. W niektórych częściach miasta poziom zanieczyszczenia powietrza był osiem razy wyższy niż średnia krajowa wartość.
Władze odradzają wychodzenie na zewnątrz
Specjaliści zalecają ludziom, aby pozostali w swoich domach i unikali aktywności fizycznej na powietrzu. Udostępniono też poradniki dotyczące pierwszej pomocy w przypadku osób chorych na astmę i cierpiących na z problemy z oddychaniem. „Dym najprawdopodobniej pozostanie w powietrzu przez kilka następnych dni” – ogłosiła straż pożarna Nowej Południowej Walii.
Pożary w Australii nie ustają.
Według najnowszych doniesień duże skupiska ognia nadal występują w stanach Nowa Południowa Walia i Queensland. Do tej pory spłonęło około 1,6 miliona hektarów ziemi - więcej niż przez cały sezon pożarów lasów w latach 1993–1994.
W akcji gaśniczej bierze udział 1300 strażaków
Ratownikom pomaga też sprowadzony z Ameryki Południowej samolot DC10, który może przewozić nawet do 38 tys. litrów wody. Do akcji włączyła się też straż pożarna z Nowej Zelandii.
Ogień pochłonął 6 osób
Wśród ofiar gigantycznych pożarów w Australii są 69-letnia Vivian Chaplain i 63-letni Julie Fletcher. Nie żyją również 58-letni Barry Parsons i George Nole. Zginęło też jedno małżeństwo. Wszystkie ofiary to mieszkańcy wiejskich obszarów Nowej Południowej Walii.