Szczęśliwa siódemka czyli światowe festiwale muzyczne prima sort

Od ponad 20 lat, w każdy czerwcowy miesiac Barcelona zmienia się w światową stolicę dźwiękowej progresji. To poskładany z wielu, mniejszych wydarzeń, rozgrywający się właściwie w całym mieście, istny karnawał technicznych rytmów, syntezatorowych pasaży i brzmieniowej kombinatoryki. Gdyby spróbować przytoczyć tu choćby wyimek z programu tegorocznej edycji, nie starczyłoby miejsca w tej krótkiej notce. Kiedy w jednym zdaniu pojawiają się obok siebie takie nazwiska i ksywki jak Jean-Michel Jarre, James Blake, Laurent Garnier, Four Tet i Fatboy Slim, z czystym sumieniem można jednak odpuścić sobie dalsze czytanie i zacząć szukanie lotów.

To właśnie za sprawą wychowanków tej niemieckiej uczelni artystycznej, leżąca nieopodal Dessau, dawna kopalnia odkrywkowa węgla brunatnego może dziś służyć za gigantyczny, industrialny parkiet do tańca. A w otoczeniu podświetlonych i ziejących ogniem, majestatycznych maszyn górniczych, szeroko rozumiana muzyka elektroniczna brzmi lepiej niż gdziekolwiek indziej. Od technicznych pochodów Bena Klocka, przez house’owe szlagiery Disclosure, po grime’owe bomby zrzucane przez Skeptę, kuratorzy festiwalu znów zadbali o to, by w tym roku każdy znalazł w ich line-upie coś dla siebie. Kiedy już przestanie z rozdziawioną paszczą błądzić wzrokiem po otaczających go konstrukcjach.

Organizatorzy tej niecodziennej eskapady, która rozpoczyna się w Wielkiej Brytanii a kończy dla każdego gdzie indziej, są bowiem nastawieni na to by swoim gościom zapewnić doświadczenia nie tylko muzyczne. Jako, że mottem tegorocznej edycji jest cytat z Arthura C. Clarke’a mówiący o istnieniu pozaziemskich cywilizacji, spodziewać się można, że w leśnej arkadii Abbots Ripton będą miały miejsce wydarzenia nie z tego świata. Potwierdzone już występy Caribou i Primal Scream stanowić będą idealną ścieżkę dźwiękową pod te eksploracje.

Starzy hipisi, którzy zaczęli zjeżdżać do Nevady już w połowie lat 80., znów będą narzekać, że „to nie to samo”. W tym samym czasie jednak kolejne pokolenia będą kontynuować ten dziwny eksperyment społeczno-artystyczny; bawić się, szaleć i tańczyć pod płonącą drewnianą kukłą podpalaną co roku nad równiną pustyni Black Rock. Co będzie im dyktowało kroki i rytm tych pląsów - jak w przypadku poprzednich edycji - na razie jeszcze nie wiadomo. Goście z poprzednich lat, pośród których przewijali się Carl Cox, Skrillex czy duet Major Lazer, mogą stanowić jednak zadpowiedź, że będzie głośno, mocno i energetycznie.

Bez oglądania się na gatunkowe nazwy, jego włodarze zawsze dostarczają swoim gościom wrażeń, których nie sposób zebrać nawet najaktywniejszym uczestnikom sceny klubowej przez cały okrągły rok. Od koncertów takich gwiazd jak Damian Marley czy Slum Village, przez sety takich gigantów jak Goldie czy Mala, po dubowe sesje takich legend jak Mad Professor czy Jah Shaka - każdy gatunek w którym pobrzmiewają niskie częstotliwości i eklektyczny rytm miasta, znów będzie w tym roku godnie reprezentowany nad błękitną taflą Adriatyku.

Party Challenge by Desperados to pierwsze Mistrzostwa Polski Twórców Imprez, w których przedstawiciele sceny klubowej z czterech miast Polski konkurują o miano najlepszego organizatora wydarzeń imprezowych. Mistrzostwa zmieniają sposób myślenia ludzi o imprezowaniu i podnoszą je do rangi prawdziwej sztuki.

To pierwsze takie wydarzenie w Polsce. Zasady są proste. W Warszawie, Gdańsku, Poznaniu i Krakowie po dwóch przedstawicieli twórców imprez z tych miast spotkało się na neutralnym terenie. Tego samego wieczoru muszą rozkręcić imprezę – każdy na swój unikalny sposób i przekonać do siebie imprezowiczów. O tym, kto wygrywał starcie i awansował do Wielkiego Finału, zdecydowali imprezowicze, którzy są sędziami tego pojedynku.

Ty też możesz zostać jednym z nich, zdobądź zaproszenie na Wielki Finał Party Challenge by Desperados 27.02 w Warszawie na o2.pl.