Upadek państwa bogatego w ropę. Kraj na skraju wojny domowej
W Wenezueli po zakończeniu wyborów do Zgromadzenia Konstytucyjnego doszło do starć zwolenników opozycji z siłami prezydenckimi. Nie żyje co najmniej 10 osób. Wenezuelczycy sprzeciwiają się planom władzy. Do tego nie zgadzają się z wynikami wyborów. Według oficjalnych danych wzięło w nich udział 41,5 proc. obywateli. Zdaniem opozycji było to zaledwie 12 proc.
Wielki kryzys
W Wenezueli panuje teraz wielki kryzys gospodarczy i polityczny. W sklepach brakuje podstawowych towarów, a inflacja szaleje. Poparcie dla urzędującego prezydenta Nicolasa Maduro wyraźnie słabnie. Robi jednak wszystko, aby przedłużyć swoją kadencję aż do granic możliwości, czyli do 2019 roku.
Kontrowersyjna zmiana
Wybory to pomysł urzędującego prezydenta. Zgromadzenie Konstytucyjne ma być konkurencją dla parlamentu, którym rządzi opozycja. Po wyborach w zgromadzeniu zasiadać będą tylko zwolennicy Maduro. Dzięki temu prezydent będzie mógł zmienić konstytucję wedle własnej woli.
Krwawe walki
Na ulicach pojawiły się setki tysięcy obywateli, którzy mają dość obecnej sytuacji w kraju. Protesty trwają już od kwietnia. W ciągu tych kilku miesięcy na ulicach wenezuelskich miast zginęło już co najmniej 60 osób. Zabito też kilku polityków opozycji.
Jasne żądania
Protestujący domagają się przedterminowych wyborów parlamentarnych. Chcą też, aby prezydent Nicolas Maduro odszedł z urzędu. Ten twierdzi natomiast, że właśnie przeprowadzone wybory pozwolą przywrócić w państwie porządek i zatrą polityczny podział.
Końca nie widać
Sytuacja w Wenezueli zaczęła się pogarszać zaraz po śmierci Hugo Chaveza w 2013 roku. Wprowadzone reformy kraju bogatego w ropę miały pomóc najbiedniejszym. W rzeczywistości na półkach zaczęło brakować podstawowych produktów, inflacja poszła w górę, ludzie wyszli na ulice, a część obywateli wyjechała z kraju na stałe.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.