W głównym więzieniu na Filipinach co roku umiera ok. 5200 osadzonych. To skutek chorób, przemocy i przeludnienia, twierdzą eksperci. Zbyt duża liczba osadzonych doprowadziła do epidemii gruźlicy płuc. Za filipińskim więzieniem od miesięcy ciągną się też inne kontrowersje.
Seria skandali wstrząsnęła opinią publiczną
Skandal wybuchł w sierpniu. Zaczęły wtedy krążyć plotki, że były burmistrz, który odsiaduje wyrok za gwałt i zabójstwo z 1993 roku, zostanie wypuszczony na wolność za dobre sprawowanie. Później, we wrześniu, znowu pojawiły się kontrowersje po słowach pewnej kobiety.
Wielki oszustwo
Kobieta stwierdziła, że władze New Bilibid Prison w miejscowości Muntinlupa zaproponowały, że skrócą karę jej męża w zamian za 50 tys. filipińskich peso (ok. 4 tys. zł). Pieniądze zapłaciła, ale ku jej rozpaczy męża nie zwolniono.
Strażnicy rozdają telewizory
Również we wrześniu filipińscy senatorowie zarzucili władzom więzienia, że za pewną opłatą osadzeni mogą tam "żyć jak królowie". Twierdzili też, że strażnicy więzienni dostają pieniądze za przemycanie telefonów, papierosów, a nawet telewizorów dla więźniów. Byli więźniowie mówią, że część osadzonych ma nawet swoich kucharzy i pielęgniarki w więziennym szpitalu.
Nie ma gdzie włożyć szpilki
W celi dla 30 osób w głównym więzieniu Filipin żyje 131 więźniów. Krytycy podkreślają, że można się tego było spodziewać, biorąc pod uwagę wojnę prezydenta Rodrigo Duterte z narkotykami. W wyniku wojny zginęły już tysiące ludzi. Inni tłoczą się za kratkami zakładów karnych w całym kraju. W więzieniu w Quezon, które zostało wybudowane dla 400 osób, w 2016 roku żyło ponad 4 tys. więźniów.