Aż 14 godzin oczekiwania w karetce - takiej sytuacji doświadczył jeden z pacjentów. Pod oddział ratunkowy Szpitala Wolskiego w Warszawie ambulans podjechał w piątek o godz. 18:00.
Wieźli go z Kolskiej, z ośrodka dla nietrzeźwych. Pacjent miał podłączoną rurkę ustno-gardłową, która wspomagała oddychanie. Ale po dziewięciu godzinach czekania skończył im się tlen - mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Tomasz, ratownik pogotowia.
Właśnie on ruszył z pomocą.
Zaproponowałem, że dam im jedną butlę z mojej karetki, a sam uzupełnię sobie w oddziale na Woronicza. Nie wiedzieli, ile będą czekać, a w przypadku takiego pacjenta bez tlenu mogło nawet dojść do zagrożenia życia. Dobrze zrobili, że wzięli tę butlę, bo pacjenta przyjęto dopiero o godz. 8 rano w sobotę. Po 14 godzinach czekania - zaznacza Tomasz.
Czytaj także: Strajk Kobiet. Rydzyk zabrał głos. Padły ostre słowa
14 godzin czekania pod szpitalem. Rzecznik komentuje
Do tego wątku odniósł się już rzecznik prasowy Szpitala Wolskiego Adam Buczkowski. Potwierdził, że rzeczywiście ratownicy pogotowia czekali na przyjęcie tego pacjenta przez kilkanaście godzin.
Pacjent miał wysoką gorączkę. To typowy objaw odstawienia alkoholowego, ale też jeden z objawów COVID-19. W takim wypadku nie mogliśmy go przyjąć na SOR, najpierw musiał trafić do izolatorium, gdzie przeprowadzane są testy na koronawirusa. Tyle że w izolatorium nie było wolnych miejsc - wyjaśnia w rozmowie z "GW".
Donosi również, że stan pacjenta był stabilny. Ekipa ambulansu opiekowała się nim i podawała leki.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.