Sprawę nagłośniono w programie "Uwaga!" emitowanym na antenie TVN. 16-letnia Julia na policję zgłosiła w październiku ubiegłego roku. Nastolatka opowiedziała o przemocy, jaką miała doświadczać ze strony matki. Dziewczyna natychmiast trafiła do rodziny zastępczej, a policja wszczęła śledztwo.
Twierdziła, że szarpałam ją za włosy, że ją biłam, kopałam, gdy leżała. Twierdziła też, że zrzuciłam ją ze schodów - powiedziała pani Agnieszka, matka 16-latki, w programie "Uwaga!" TVN.
Podczas kolejnych przesłuchań nastolatka zeznała, że matka miała ją wielokrotnie molestować seksualnie przy użyciu szklanki. 16-latka zeznała nawet, że ta miała pęknąć i mocno poranić jej ciało.
To miało się dziać u niej w pokoju. Po wszystkim miała się wykąpać i było po wszystkim. Tak ona opisuje sytuację - mówi matka Julii. - Kiedy się dowiedziałam o tych zarzutach, zrobiło mi się słabo i niedobrze. Dla mnie to jest horror, co ona wymyśliła. Dla mnie to szok, że 16-latka w ogóle może coś takiego wymyślić - dodaje kobieta w programie "Uwaga!" TVN
Jak ustalili dziennikarze "Uwagi", 16-latka na początku śledztwa została przesłuchana w obecności psychologa, który w trakcie krótkiego badania nie stwierdził u dziewczynki skłonności do kłamstwa.
"Nawet w piekle nie jest jak tam"
Pani Agnieszka w lutym br. trafiła do aresztu. Spędziła tam dwa miesiące. Na podstawie zeznań 16-latki prokuratura postawiła 42-latce sześć zarzutów. Śledczy ustalili, że do wykorzystywania seksualnego miało dochodzić, gdy córka oskarżonej nie miała nawet 6 lat.
Nie jestem gotowa opowiedzieć, co się tam działo. Trafiłam do aresztu z takimi zarzutami, że można sobie wyobrazić, czego doświadczyłam. Te dwa miesiące aresztu to był koszmar. Nawet w piekle nie jest jak tam – wyznała pani Agnieszka w programie TVN.
O tym, by nastolatka została przebadana ginekologicznie i psychiatrycznie, prokurator zdecydował dopiero po wielu tygodniach aresztu kobiety. Obie opinie zawierały niejednoznaczne wnioski biegłych.
Powołanie biegłego z zakresu ginekologii nastąpiło prawie dwa miesiące po aresztowaniu pani Agnieszki. To jest niezrozumiałe, to łamanie pewnych standardów praw człowieka. Mamy dziś opinię biegłego ginekologa, że nie ma żadnych cech, wskazujących na to, że dochodziło do jakichś czynności. Nie ma ran, nie ma blizn – mówi Wojciech Marek Kasprzyk, obrońca 42-latki.
- Nie było żadnych przesłanek, by stosować tymczasowy areszt, bo moja klientka nie spotykała się z córką, nie komunikowała się z nią, ani w żaden sposób nie mataczyła. W trakcie kolejnych posiedzeń dowiadywała się o nowych zagadnieniach w sprawie, więc nawet nie była w stanie przewidzieć, co córka nowego wymyśli dodaje obrońca pani Agnieszki.
Sąd okręgowy zdecydował się nie przedłużać aresztu kobiecie. Sąd rodzinny, który również badał sprawę 42-latki nie widział przeciwwskazań, by pani Agnieszka dalej opiekowała się dwoma synami.
Czytaj także: Kryszak o Kaczyńskim. Ludzie pękali ze śmiechu
Dlaczego 16-latka wysunęła oskarżenia?
Zdaniem pani Agnieszki jej córka wymyśliła oskarżenia, bo chciała się na niej zemścić za metody wychowawcze m.in. za karne odbieranie telefonu. - W domu była zasada, że o godz. 21 wszyscy oddają telefony na półkę w salonie. Przez jakiś czas córka też to robiła, ale potem wymyśliła sobie taką metodę, że podrzucała stary telefon brata. Oszukiwała, a ja zorientowałam się dopiero po czasie. Do telefonu była podłączona jak do respiratora. Jak się jej zabrało telefon, to zachowywała się jak bez powietrza – mówi matka 16-latki.
Pani Agnieszka twierdzi, że jej nastoletnia córka "nie chciała żadnej kontroli, chciała robić to, co jej się podoba". Jej zdaniem zły wpływ na zachowanie dziewczyny miała także jej bliska koleżanka.
Odkąd Julia trafiła do rodziny zastępczej, jej rodzice nie mieli z nią żadnego kontaktu. Do sądu trafił akt oskarżenia przeciwko 42-latce. Proces matki nastolatki rusza już 8 września br.