O śmierci wagnerowców poinformował w niedzielę ruch partyzancki "Atesz", który został założony przez Ukraińców i Tatarów krymskich. Jak przekazują, do zdarzenia doszło 17 lutego na obozie szkoleniowym dla żołnierzy prywatnej armii Grupa Wagnera w obwodzie rostowskim.
Czytaj także: "Oddali życie za naród". Już wiadomo, gdzie leży wrak okrętu
Wagnerowcy udusili się tlenkiem węgla
Partyzanci wyliczają, że w wyniku ich działań zginęło 19 wagnerowców. Udusili się oni tlenkiem węgla w jednym z namiotów. Partyzanci opowiedzieli też, jak dowódcy Grupy Wagnera postępowali z ciałami likwidowanych najemników.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdecydowali, że te straty trzeba ukryć – i pozbyli się zabitych najeźdźców. - Dowództwo terrorystycznego ugrupowania Wagnera nie myślało o niczym innym, jak wykopać rów i spalić zwłoki, bo strat w armii rosyjskiej nie ma - czytamy w oświadczeniu partyzantów.
Partyzanci działają w rosyjskim wojsku
Partyzanci zapewniają, że przedstawiciele ruchu działają zarówno w siłach zbrojnych Federacji Rosyjskiej, jak i w szeregach Grupy Wagnera. - Udało nam się ich zinfiltrować. To ponad 1 tys. agentów [...]. Pozdrawiamy rekruterów-wagnerowców, poszło bardzo łatwo - czytamy. Ukraińscy partyzanci zapowiedzieli też "nowe kłopoty rosyjskich najeźdźców".
W piątek rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby oszacował, że straty Grupy Wagnera na Ukrainie wynoszą ponad 30 tys. bojowników, w tym 9 tys. zabitych. Około połowa zabitych straciła życie w ciągu ostatnich 2,5 miesięcy w atakach na Bachmut.
Duże straty wagnerowców
W środę rzeczniczka Sił Obrony na południu Ukrainy Natalia Humeniuk wyliczyła, że w niektórych oddziałach rosyjskiej najemniczej Grupy Wagnera straty na Ukrainie sięgają 80 procent. Wskazała, że ewakuacja zabitych i rannych jest ograniczona albo nie jest wcale prowadzona.