Jak podają amerykańskie media, teraz uczelnia domaga się od firmy sprzątającej miliona dolarów odszkodowania za niewłaściwe przeszkolenie ekipy.
Przedstawiciele politechniki zapewnili jednak, że nie kierują żadnych żądań finansowych wobec sprzątacza.
Czytaj także: Zaskakujące odkrycie polskich naukowców. Chodzi o komary
Sprzątacz wyłączył zamrażarkę
Sprzątacz, którego imię i nazwisko nie zostały wymienione w pozwie, był zatrudniony przez firmę Daigle Cleaning Systems i pracował w politechnice przez kilka miesięcy w 2020 roku. To właśnie wtedy doszło do incydentu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W jednym z laboratorium stała zamrażarka, w której znajdowały się kultury komórkowe wrażliwe na wahania temperatury. Były częścią projektu badawczego dotyczącego fotosyntezy, kierowanego przez profesora biologii i chemii KV Lakshmi.
Lodówka się popsuła
Temperatura w lodówce wynosiła -80 st. Celsjusza. 14 września 2020 r., na kilka dni przed odłączeniem zamrażarki, naukowcy zauważyli, że temperatura zaczęła się wahać, a sama lodówka zaczęła wydawać dziwne dźwięki, dlatego zwrócili się do serwisu. Jednak okazy w zamrażarce były w tym momencie nadal zdolne do życia.
Ówczesne ograniczenia covidowe nie pozwalały jednak na naprawy przez kolejny tydzień. Serwis jednak przyjął zgłoszenie, a naukowcy oszacowali, że próbki będą bezpieczne do czasu naprawy.
Mówił, że się pomylił
Naukowcy umieścili na zamrażarce informację o tym, skąd pochodzi hałas i jak go wyciszyć. Zainstalowali też skrzynkę blokującą, aby uniemożliwić komukolwiek jej odłączenie. Jednak 17 września sprzątaczowi to się udało.
Następnego dnia urzędnicy laboratorium odkryli, że próbek nie da się uratować.
Potem sprzątacz wyjaśniał, że się pomylił: wydawało mu się, że zamrażarkę włącza, a nie - wyłącza. W rezultacie temperatura w zamrażarce wzrosła o ok. 50 stopni Celsjusza, a próbki komórkowe uległy bezpowrotnemu zniszczeniu. Firma sprzątająca nie odpowiedziała jeszcze na pozew.