Kryzys węglowy w kraju przybiera na sile. Składy w Polsce świecą pustkami. Węgla albo nie ma, albo jest kosmicznie drogi. Tylko nielicznym udaje się trafić na okazję i zaopatrzyć się w surowiec w miarę rozsądnej cenie. Jeszcze niedawno rządzący przekonywali, że Polacy będą kupować węgiel za tysiąc złotych, tymczasem cena tony węgla kamiennego sięga już prawie 4 tys. zł.
Okazuje się, że problem z pozyskaniem węgla na zimę mają nawet górnicy, którzy dzięki pracy w branży energetycznej do tej pory mogli cieszyć się łatwym dostępem do surowca. Reporterzy "Interwencji" Polsatu dotarli do pana Zbigniewa, którzy przez 30 lat pracował w kopalni węgla brunatnego Turów jako elektromonter.
Pan Zbigniew przed laty nabył prawo do otrzymywania deputatu na węgiel brunatny i dopóki pracował, dostawał 5,3 tony węgla. Po przejściu na emeryturę zamiast surowca otrzymywał dodatek pieniężny, który wystarczał na pokrycie kosztów ogrzewania domu. Obecnie jednak otrzymywana przez niego kwota to kropla w morzu potrzeb.
Były górnik otrzymuje dodatek o wysokości 750 zł. Jest zmuszony za to kupować węgiel kamienny, który jest droższy, gdyż 3 lata temu marszałek województwa wydał zakaz sprzedaży węgla brunatnego odbiorcom indywidualnym. Obecnie deputat wystarcza mężczyźnie za zakup... 200 kg węgla. - Przy mrozach tyle wypaliłbym w trzy dni - mówi pan Zbigniew.
Ogrzanie tego gospodarstwa kosztowało mnie 5 tys. zł, w przybliżeniu. Natomiast dzisiaj kosztuje 20 tys. zł - mówi Zbigniew Wąsicki reporterom "Interwencji".
Czytaj także: Astronomiczne ceny węgla. Do łask wracają "biedaszyby"
Decyzja marszałka miała związek z ochroną środowiska przed szkodliwym działaniem węgla brunatnego. W obliczu kryzysu zakaz jego sprzedaży jest jednak jeszcze dotkliwiej odczuwany. - Co najmniej 2/3 ludności z tej okolicy pracowało w kopalni bądź w elektrowni. Z kim by człowiek nie rozmawiał, to narzekają, bo koszty kolosalnie wzrosły, a bądź co bądź pracowali przy tym - komentuje były górnik.