Rosjanie stracili od początku inwazji na Ukrainę - takie dane podaje codziennie sztab ukraińskiej armii - aż 5682 czołgi. Każdego dnia kolejne metalowe skorupy zaścielają pole walki, a wraz z nimi giną żołnierze, którzy nie mają szans w nierównej walce z Ukraińcami. Ci atakują artylerią, ślą do boju swoje siły pancerne oraz drony bojowe.
I jak się okazuje, niewielki bezzałogowiec jest w stanie szybko, skutecznie i tanio rozprawić się z potężną maszyną, która kosztuje miliony dolarów. Rosjanie wiedzą to w zasadzie od początku wojny i nic nie są w stanie poradzić na spryt oraz pomysłowość Ukraińców. Choć sami uczą się ich metod i również stosują taką taktykę walki.
Wojna w Ukrainie pokazała, że 500 dolarów może znaczyć więcej, niż miliony.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak to możliwe? Wystarczy dobrze nakierować drona bojowego, który dostaje informacje od rozpoznawczych maszyn, gdzie znajduje się wróg. Potem sprawny operator kieruje swoją maszynę w stronę celu - w tym przypadku czołgu T-90A - by zrzucić granat moździerzowy czy inny niedrogi ładunek wprost do wnętrza maszyny. Albo na jej wieżę.
Ukraińcy znają rosyjski sprzęt doskonale, sami przez lata z niego korzystali.
I wiedzą, gdzie rosyjskie czołgi mają słabe punkty, gdzie uderzyć tak, by wroga zlikwidować bez większego trudu. Droniarze polują więc na czołgi, pojazdy opancerzone, wyrzutnie rakiet i specjalistyczny sprzęt, a ich sprawność jest imponująca. Okupanci boją się zwłaszcza owianego złą sławą drona "Baba Jaga", który dał się im mocno we znaki.
Bezzałogowce bardzo skutecznie niszczą ciężki sprzęt i piechotę, potrafią atakować kilka razy i dobijać wroga. I co niezwykle ważne, robią to niskim kosztem. Ludzkim i finansowym.
Zniszczenie 5682 czołgów niemal dla każdej armii świata oznaczałoby klęskę i koniec wojny. Rosjanie mają jednak ogromne zasoby, ściągają sprzęt z magazynów i wciąż ślą do walki kolejne egzemplarze. Na razie nie zanosi się na to, by im brakło sprzętu, czołgów mają pod dostatkiem. Ukraińcy muszą to jakoś równoważyć.
Okazuje się, że wystarczy sprytny operator, niewielki dron i pocisk za 500 dolarów.
Nawet ciężkie czołgi T-90, które miały być chlubą rosyjskiej armii i jej cudowną bronią, są wobec dronów bezradne. Kosztują 3,5 mln USD. A Siły Zbrojne Ukrainy niszczą je bardzo sprawnie i bez litości. Nie pomagają żadne przeróbki, siatki i wieżyczki. Gdy dron nie jest w stanie wiele zdziałać, namierza cel a do akcji wchodzi artyleria i niezwykle skuteczne HIMARS-y.
Ale kij ma dwa końce. Ukraińcy sami tracą swój sprzęt w podobny sposób. Rosjanie nauczyli się operować dronami, uderzać w czołgi i sprzęt z Ukrainy, niszcząc go dość skutecznie. Taki los spotkał już Leopardy, Challengery, Bradleye czy nawet polskie Kraby. To jest jednak nowoczesna wojna, a element zaskoczenia bywa kluczowy.
Bo nie zawsze 3,5 miliona dolarów może się równać z pomysłem i wielką odwagą.