Mahsa Amini została aresztowana 14 września z powodu źle założonego hidżabu. Szesnastego września w pobliżu szpitala, w którym tego dnia zmarła 22-latka, zebrał się tłum wykrzykujący m.in. hasła: "śmierć dyktatorowi", "przysięgam na krew Mahsy, Iran będzie wolny", "zabiję tego, który zabił moją siostrę".
Zapoczątkowane 16 września protesty trwają w całym Iranie. Część kobiet wyszła na ulicę i spaliła swoje hidżaby. Irańskie władze ograniczyły ludziom dostęp do internetu, żeby nie mogli zobaczyć tego, co się dzieje w innych częściach kraju i żeby nie poczuli się zainspirowani do protestowania. Ci, którzy demonstrują swoje niezadowolenie, spotykają się z brutalną odpowiedzią ze strony reżimu. W poniedziałek organizacja Iran Human Rights poinformowała, że zabitych zostało do tej pory co najmniej 76 protestujących. Kilkaset osób aresztowano.
Czytaj też: Kraj protestuje. Elon Musk włącza im internet
Irańskie władze twierdzą, że nie pobiły Mahsy Amini – według nich kobieta zmarła z powodu "niewydolności serca". W sieci pojawiło się jednak dużo nagrań z demonstracji w różnych częściach Iranu, na których widać, jak tamtejsze służby traktują protestujących. Na jednym z nich policjant przewraca kobietę, która upadając, z dużym impetem uderza głową o chodnik.
Protesty po śmierci Mashy Amini odbywają się też w wielu innych krajach, również w Polsce. Demonstracje miały miejsce m.in. przed Pałacem Kultury i Nauki, a także przed ambasadą Iranu w Warszawie. Jeden z ich uczestników Michał Mohammadreza Rezazadeh twierdzi, że w ostatnich dniach mógł trafić na czarną listę irańskich władz, co może uniemożliwić mu wyjazd do Iranu. – Ale ja tam nie chcę wracać – mówi w rozmowie z o2.pl.
Łukasz Dynowski, o2.pl: Kiedy i dlaczego wyjechałeś z Iranu?
Michał Mohammadreza Rezazadeh: Wyjechałem w 2017 roku. A dlaczego? Bo w Iranie obowiązuje prawo szariatu, które mówiąc krótko, wymaga od ciebie tego, żebyś był kimś innym, niż jesteś. Musiałem więc wyjechać, żeby żyć w zgodzie ze sobą.
Co to znaczy "w zgodzie ze sobą"?
W Iranie nie możesz się na przykład ubrać tak jak chcesz. Nie możesz powiedzieć tego, co masz w sercu czy w głowie. Panujące tam zasady były dla mnie z jednej strony nie do przyjęcia, a z drugiej nie mogłem też o tym głośno mówić.
Więc przyjechałeś do Polski.
Chciałem wyjechać do Europy, początkowo nie planowałem, że to będzie właśnie Polska. Ale spotkałem w Iranie Polaków, którzy zachęcili mnie, żeby tutaj przyjechać. Po czterech miesiącach w Polsce poczułem, że to jest mój dom. I postanowiłem zostać.
Bywasz jeszcze w Iranie?
W sierpniu poleciałem odwiedzić mamę, która miała operację. Spędziłem tam trzy tygodnie. I uznałem, że to nie jest moje miejsce na Ziemi. Poprosiłem rodziców, żeby niczego mi tam nie zostawiali. Tam oceniają cię przez wygląd, wyznanie czy na przykład przez to, że masz długie włosy – a mężczyźni w Iranie nie mogą mieć długich włosów.
Jest to prawnie zakazane?
Prawnie nie, ale mogą się po prostu przyczepić. Każdy policjant z tzw. policji moralności może podejść do ciebie i zapytać, dlaczego wyglądasz tak, a nie inaczej. Może po prostu zakwestionować twoje istnienie. Moje było kwestionowane na każdym kroku.
W jaki sposób?
Weźmy choćby tę długość włosów. Przytoczę też przykład z mojej ostatniej wizyty w Iranie. Mama była już po operacji, spacerowaliśmy po mieście, trzymając się za ręce. I nagle jakiś człowiek – w zwykłym ubraniu, ale ewidentnie policjant – podszedł do nas i zapytał, kim dla siebie jesteśmy. Jak dowiedział się, że to moja mama, to się uspokoił i odszedł. Ale w każdej chwili mógł zapytać, dlaczego ja jako jej syn nie dbam o to, żeby chusta mamy była poprawnie założona i dlaczego widać jej trochę włosów. To jest kraj, w którym cały czas musisz się martwić o to, co usłyszą policjanci i co z tym zrobią. Albo o to, że jakiś sąsiad coś komuś doniesie. Nawet takie zwykłe rzeczy jak wesele nie mogą tam być normalne.
Jak to?
W Iranie nie pozwala się, żeby goście byli w jednej sali. Muszą być dwa oddzielne pomieszczenia – jedno dla kobiet, a drugie dla mężczyzn. Dla mnie takie rzeczy zawsze były absurdalne. Oni tam wychowują seksistów. Nie chciałem być takim mężczyzną. Jak byłem w sierpniu w Iranie, to powiedziałem moim bliskim, że nie zamierzam już wracać. Za dużo mnie to kosztuje nerwów.
Jak zareagowali?
Było im oczywiście smutno. Ale widzieli, że traktuję to bardzo poważnie. I to zaakceptowali.
Boisz się o nich?
Tak. Nawet wczoraj [w niedzielę 25 września – przyp. red.] dzwonili i pytali, dlaczego protestowałem przed ambasadą Iranu. Oni rozumieją, że moja godność nie pozwoli mi na to, żebym nie protestował, ale pytali, jak mogłem tak bardzo lekceważyć ich bezpieczeństwo. Dobrze wiedzą, że Iran to dyktatorski kraj. Jak tam widzą, że się nie zgadzasz z władzą, to cię po prostu zabijają.
Stwierdziłeś w weekend, że być może trafiłeś na czarną listę Iranu. Czy to oznacza, że już cię nie wpuszczą do kraju?
Wpuścić wpuszczą. Ale potem na pewno nie wypuszczą. Coraz więcej jest natomiast Irańczyków takich jak ja – którzy czują, że nie mają już nic do stracenia. Więc zaczynają mówić.
Tak też było w 2019 roku.
Podniesiono wtedy cenę benzyny i wybuchły protesty. Ludzie wyszli na ulicę. Władza na tydzień odcięła wtedy Iran od światowego internetu. W ciągu tego tygodnia zabito 1500 osób. Po prostu strzelano do protestujących. W Europie to nie do pomyślenia. Ale tam tak po prostu jest – nie zgadzasz się, to strzelają.
Teraz też ograniczono dostęp do internetu. I znowu giną ludzie na ulicach. Jak dotąd - według Iran Human Rights - zginęło co najmniej 76 protestujących.
Boję się o Irańczyków. Ale czuję też ich ból. Stawiają na szali swoje życie. Z godnością stają przed lufą pistoletu. I umierają. To dla mnie abstrakcja. Próbuję ją rozumieć, ale nie mogę. Jedyne, co mogę zrobić, to głośno mówić w Polsce, jakie zbrodnie są popełniane w Iranie, jak władza traktuje tam ludzi.
Protestują głównie młodzi. Nowe pokolenie Irańczyków ma w sobie więcej odwagi, żeby przeciwstawić się władzy?
W Iranie mówią, że pokolenie urodzone w XXI wieku jest bezczelne. I bardzo dobrze. Ja jestem z końca XX wieku – my się jeszcze baliśmy, rodzice nas uciszali, mówili, żebyśmy milczeli, bo stracimy życie. Ale oni się nie boją. 18-letnia irańska dziewczyna potrafi wyjść na ulicę, stanąć przed policjantem, zdjąć chustę i ją spalić. Ale do protestów przyłączają się też ludzie nieco starsi. Obserwuję swoich rówieśników, z którymi się uczyłem w szkołach. Oni też są zdeterminowani. Wrzucają posty, filmiki w mediach społecznościowych. Chcą coś zmienić. Bez tej zmiany nie widzą przyszłości ani dla siebie, ani dla swoich bliskich.
Nie boisz się, że te protesty skończą się tak jak protesty po sfałszowanych wyborach na Białorusi w 2020 roku? Tam też ludzie masowo wyszli na ulicę, też było wielkie ruszenie, wydawało się, że rewolucji nie da się zatrzymać, ale koniec końców Aleksander Łukaszenka utrzymał się przy władzy i dalej w kraju panuje dyktatura.
Zmiana może się dokonać, o ile Zachód się zjednoczy i wesprze Irańczyków, razem z nimi powstanie przeciwko dyktaturze. To jest ten moment. Zachód musi o tym mówić.
A mówi? Reakcja Zachodu na protesty w Iranie jest adekwatna?
Oczywiście, że nie. Jeśli Zachód będzie akceptować Iran takim, jakim on jest, to nic się nie zmieni. A póki co Zachód karmi irańską dyktaturę.
Co to znaczy?
Jak inaczej nazwać to, że terrorysta Ebrahim Raisi – prezydent Iranu – leci do Nowego Jorku na szczyt ONZ? Dlaczego zwykli Irańczycy, którzy mają rodziny w USA, nie mogą tam podróżować? Dlaczego nie mogą dostać wizy? Dlaczego Raisi tam leci, kupuje prezenty dla swojej rodziny w amerykańskich sklepach – o czym mówi cały irański internet – a Emmanuel Macron podaje mu rękę? Krew irańskiej młodzieży jest na rękach Macrona. Kiedy on podawał mu dłoń, na ulicach Iranu ludzie umierali za swoje poglądy. Tak jak Mahsa Amini umarła za to, że w niewłaściwy sposób nosiła hidżab.
Obowiązkowe noszenie hidżabu to prawo narzucone kobietom przez mężczyzn. A jaki jest twój – mężczyzny urodzonego pod koniec XX wieku – stosunek do hidżabu?
To musi być wolny wybór. Jeśli ktoś chce zakładać, to niech to robi.
Oriana Fallaci nazwała kiedyś hidżab "głupią szmatą".
Trzeba pamiętać, Iran jest islamskim państwem. Uważam, że trzeba to szanować. I jak religia wzbogaca człowieka, to w porządku. Ale jak doprowadza do tego, że ludzie tej religii nienawidzą, to już bardzo nie w porządku. A ja właśnie dotarłem do takiego momentu. Znienawidziłem swoją tożsamość. Przyjechałem do Polski z myślą, że chcę się jak najszybciej oddalić od irańskiej tożsamości. Nie chciałem być już Mohammadrezą. Postanowiłem być Michałem. I milion raz bardziej się utożsamiam teraz z Michałem niż z Mohammadrezą. Irańska władza sprawia, że człowiek nienawidzi samego siebie.
Hidżab jest w Iranie obowiązkowy. A nie może być. To musi być jedna z opcji, inaczej staje się ideologią. Mam żal do europejskich i amerykańskich polityczek o to, że jak jadą do Iranu, to zakładają hidżab. A potem w Europie p******ą nam o prawach kobiet. Co to za prawo kobiet?! Dlaczego amerykańska dziennikarka we własnym kraju musi zakładać hidżab, żeby porozmawiać z irańskim politykiem?!
[Podczas wizyty w Nowym Jorku prezydent Iranu Ebrahim Raisi zażądał od Christiane Amanpour, dziennikarki CNN, aby założyła chustę na głowę. Amanpour się nie zgodziła, a Risi odmówił wywiadu - przyp. red.]
Istnieje w ogóle w Iranie coś takiego jak opozycja polityczna?
(śmiech) Podoba mi się ta myśl. Nie chcę powiedzieć, że to naiwne – to po prostu bardzo europejskie. Ale to jest też właśnie piękne. Sam nauczyłem się takiego myślenia w Europie. W Iranie niczego takiego nie ma. Tam wszystko jest jednokierunkowe. W teorii jakaś tzw. opozycja jest, ale to tak naprawdę ci sami ludzie, tylko w trochę innych przebraniach. Ludzie w Polsce często mówią mi, że skoro tak w Iranie jest, to pewnie ludzie tego chcą. Ale pamiętajmy, że tam nie ma demokracji. To jest dyktatorski kraj.
Czyli musi się w nim wydarzyć rewolucja.
Musi. Mocno trzymam za to kciuki. Ale nawet jak dojdzie do rewolucji, to nie pojadę tam na stałe. Rozważyłbym natomiast jakieś wakacje – wyjazd na dwa tygodnie, żeby się zobaczyć z rodziną i znajomymi.
Teraz nie rozważasz?
Nie. Jedyne, co mi pozostaje, to wysyłać tam dobrą energię, żeby ludziom nic się nie stało. Ale na stałe wracać tam nie chcę, jestem tego pewien.