Mateusz Jaśka na Facebooku prowadzi profil "Co jest nie tak z Krakowem". Na jego łamach opublikował screeny rozmów prowadzonych pomiędzy profesorem Akademii Górniczo-Hutniczej, a dwoma mieszkańcami stolicy małopolski, którzy nieformalnie byli powiązanymi z urzędnikami z Zarządu Transportu Publicznego. Według portalu Interia do wymiany zdań doszło w 2019 r.
Z przekazanych informacji wynika, że rozmówcy chcieli przygotować fikcyjny screen, który miały zawierać nazistowskie treści, aby zdyskredytować jednego z dziennikarzy, który od lat opisuje działania władz Krakowa. Ostatecznie nie zrobili tego, bo jednocześnie ucierpiałby krakowski urzędnik, któremu nie chcieli zaszkodzić.
Za pośrednictwem fałszywych informacji mieli też rzekomo zamiar oczerniać Rafała Komarewicza, krakowskiego radnego. Rozmawiali przy tym o tzw. troll-kontach, służących wyłącznie w celu szkodzenia innym użytkownikom internetu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nie ma ktoś na niego jakichś dziwnych haków, żeby mu na koniec wp******** Nawet nie muszą być prawdziwe - pisali, szukając możliwości zdyskredytowania ówczesnego wiceprzewodniczącego rady miasta Rafała Komarewicza, dziś szefa Polski 2050 w Małopolsce.
Głos ws. zabrał Rafał Komarewic.
Nie będę komentował takiej działalności, niezależnie od tego czy była wymierzona we mnie, czy w jakiegokolwiek innego polityka - powiedział na łamach Interii Komarewic.
Dodał, że "zasada w sieci jest taka, by tak zwanego trolla nie karmić". - Ja nie będę karmił go także poza internetem - podkreślił.
"To jest szokujące, jednak nie zaskakujące"
Z kolei radny Michał Drewnicki uważa, że "opublikowane fragmenty rozmów są szokujące". - Jednak patrząc na to co działo się na przestrzeni ostatnich lat, nie są one zaskakujące - dodaje.
Sam obserwowałem wzmożenie dziwnych kont, które komentowały u mnie różne kwestie dotyczące życia w mieście. Najwięcej takich fikcyjnych kont pojawiało się, kiedy pisałem krytycznie o propozycjach zwężania ulic w mieście czy o niedociągnięciach polityki transportowej. Wtedy nagle pojawiała się grupa dziwnych kont. Wiele z nich miało na nazwisko "Krakowski", a w zdjęciu profilowym zdjęcie Wawelu albo kwiatka - opowiada samorządowiec.
Jeśli chodzi o opublikowane screeny, zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Czy panowie, którzy tam rozmawiają, działali na własną rękę czy może było to działanie na czyjeś zlecenie - dodaje radny Michał Drewnicki.
Czytaj więcej: Kolejna awantura Grzegorza Brauna. Poseł zniszczył mikrofon!
Chcieli zdyskredytować Grzegorza Krzywaka
Jak wyżej wspomnieliśmy rozmówcy planowali zdyskredytować pewnego dziennikarza. Jest nim Grzegorz Krzywak, który pracuje dla krowoderska.pl.
Wyobraźcie sobie fejkowego screena z Krowoderskiej przedstawiającego okładkę książki, na której widnieje ucharakteryzowany na Hitlera Piotr Kempf (dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej - przyp. red.), z tytułem napisanym gotykiem: Mein Kempf - pisze jeden z rozmówców.
Dodajmy, że screen opublikowany zostać miał z fałszywego konta, a następnie przypisany Krzywakowi.
Grzegorz Krzywak: ja tym ludziom nic nie zrobiłem
W rozmowie z Interią Grzegorz Krzywak, przyznał, że gdy zobaczył te screeny, był przerażony. - Ja tym ludziom nic nie zrobiłem. Są mi w zasadzie zupełnie obcy. Nie rozumiem, dlaczego knują wspólnie, jak mnie zaatakować i skompromitować przy użyciu brudnych i nieetycznych chwytów - dodał.
Gdy przeczytałem te rozmowy, odniosłem wrażenie, że niszczenie ludzi w sieci sprawia im radość. Od 10 lat opisuję życie polityczne Krakowa. W przeszłości słyszałem na swój temat różne nieprawdziwe informacje, takie ryzyko zawodowe, ale radni i urzędnicy mówili to pod swoim imieniem i nazwiskiem - mówi.
Zaznacza, że ta grupa ludzi chciała go zdyskredytować, posługując się sfabrykowanym screenem. - Według mnie wszystkie osoby, które uczestniczyły w tym procederze, powinny zostać odsunięte od debaty publicznej - stwierdził.
AGH odcina się od słów swojego profesora
Do sprawy odniosła się także Akademia Górniczo-Hutniczej. Uczelnia stanowczo odcina się od opisanych rzeczy.
Akademia Górniczo-Hutnicza nie komentuje aktywności swoich pracowników, które odbywają się poza zakresem obowiązków wynikających ze stosunku pracy. Psucie debaty publicznej jest niewłaściwe i nie przystoi każdemu, niezależnie od zajmowanej w pracy funkcji. To jednak nie pracodawca jest stroną, która jest zobligowana do wyjaśniania pozazawodowej aktywności pracowników - mówiła rzecznik prasowa Anna Żmuda-Muszyńska Interii.
Akademia Górniczo-Hutnicza nie jest jednostką właściwą do podejmowania działań wyjaśniających w przedstawionej sprawie. Do podejmowania działań i reagowania w takich sprawach są odpowiednie służby, m.in. policja, prokuratura i wreszcie sądy - dodała.
Czytaj również: Ogromny niepokój wokół "lex Tusk". "Namiastka polskiego Czeka"