''Powodzenia na maturze!'' — te trzy słowa wraz z imieniem i nazwiskiem prezydenta miasta, zamieszczono na długopisach, które otrzymali tegoroczni maturzyści.
A że do egzaminów przystąpiło kilka tysięcy abiturientów, na długopisy, jak informuje serwis internetowy ''Gazety Wrocławskiej'', wydano około 100 tys. zł.
Czy ten wydatek był konieczny? Gadżet z pewnością sprawił przyjemność zestresowanym uczniom. Pojawiły się jednak pewne wątpliwości. Bo skoro włodarz miasta nie zapłacił za długopisy z własnej kieszeni, to dlaczego na gadżetach nie umieszczono odnośnika do urzędu prezydenta Wrocławia lub magistratu?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ojciec jednego z tegorocznych maturzystów w rozmowie z ''Gazetą Wrocławską'' stwierdził, że chodzi o przedwyborczą reklamę, ale z publicznych pieniędzy.
Dla mnie, to nic innego jak promocja własnego nazwiska za publiczne, miejskie, czyli nasze pieniądze. Prezydent bierze kasę z budżetu, na który my płacimy. Funduje z niego długopisy maturzystom, tak jakby to było coś wyjątkowego - i umieszcza na nich swoje imię i nazwisko. Przecież to zwykła gra na siebie. Może pod zbliżające się wybory. Taka zgrabna, niby nienachalna, ubrana w ładne opakowanie — przekonuje mężczyzna.
W podobnym tonie wypowiedział się Arkadiusz Chwaścik z fundacji "Skutecznie do przodu". ''Idą wybory, trzeba się dobrze zareklamować'' — stwierdził krótko.
Długopisy za 100 tys. złotych: prezydent zapowiadał oszczędności
Kontrowersje wzbudza nie tylko nazwisko prezydenta umieszczone na długopisach, ale sam fakt, że zdecydowano się na taki wydatek.
Wrocławianie ostatnio często słyszą o obowiązku oszczędzania, kryzysie i niedopiętym budżecie. Zakup długopisów za ok. 100 tys. złotych nie wpisuje się więc w narrację władz.
Cytowany przez internetowy serwis ''Gazety Wrocławskiej'' radny miejski Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Kilijanek podkreślił, że podobne działania ''to stała praktyka prezydenta''.
To są legalne, choć wątpliwe etycznie wydatki miasta liczone w milionach złotych — podsumował radny.
Na razie magistrat nie odpowiedział na pytania zadane przez ''Gazetę Wrocławską''. Dotyczyły one m.in. tego, jakie dokładnie koszty poniósł budżet miejski w związku z gadżetami dla maturzystów.