Według naszych informacji w niedzielę około godziny 19.30 patrol Straży Ochrony Kolei (SOK) zauważyć miał brak plomb na kontenerze jednego z wagonów pociągu. Pociąg stał wtedy na stacji Węgliniec w woj. dolnośląskim.
W środę przed południem, już po publikacji tego artykułu, policja poinformowała o odnalezieniu skradzionych skrzyń. "Policjanci z Pieńska (Komenda Powiatowa Policji w Zgorzelcu) w Starym Węglińcu k. Zgorzelca ujawnili i odzyskali skradzione z pociągu specjalnego 4 skrzynie z zawartościa amunicji. Na chwilę obecną nie stwierdzono braków amunicji" - podano na oficjalnym koncie służby na Twitterze.
Sekcja prasowa Komendy Powiatowej Policji w Zgorzelcu, z którą po opublikowaniu powyższego komunikatu na Twitterze skontaktowała się redakcja o2.pl, sprawy nie chciała komentować. Prokuratura okręgowa poinformowała o zatrzymaniu trzech osób do sprawy kradzieży.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Węgliniec. Pociąg jechał z Niemiec, zniknęła amunicja
Jadący z Niemiec, ze stacji kolejowej w Horce (Saksonia), pociąg nr 621004 obsługiwany był przez PKP Cargo. Jak twierdzi informator o2.pl, powołując się na informacje z systemów wewnętrznych przewoźnika, SOK - w trakcie czynności - stwierdził brak skrzyń z amunicją.
Jak nieoficjalnie ustaliliśmy, transport miał być chroniony przez żołnierzy państw NATO. SOK, który nie ma kompetencji do działań wobec wojsk sojuszniczych, najprawdopodobniej zawiadomił policję i Żandarmerię Wojskową. Od tego momentu sprawa staje się jeszcze bardziej zagmatwana.
Spychologia służb
Według tego, co przekazał o2.pl nasz informator, na miejscu powołana została komisja mająca wyjaśnić okoliczności zdarzenia. Na żądanie służb na kilka godzin zamknięto część torów. Koniec końców pociąg odjechał ze stacji w poniedziałek o świcie.
Według naszych informacji w skradzionych skrzyniach znajdowała się amunicja. I to nie byle jaka - oznaczenia wskazują na pociski odłamkowo-burzące kal. 155 mm. To amunicja do armatohaubic. Dużo mówi stacja docelowa transportu, czyli położona niedaleko granicy z Ukrainą stacja Zamość-Boratycze. Prawdopodobnie była to dostawa amunicji do Ukrainy.
Zwróciliśmy się z zapytaniami do szeregu instytucji, który są lub powinny być zaangażowane w sprawę. Na przesłane pytania nie odpowiedział przewoźnik, czyli PKP Cargo. Cień informacji rzuciła na sprawę Żandarmeria Wojskowa. Rzecznik Oddziału ŻW w Żaganiu przekazał, że "wszelkie czynności związane z przedmiotowym zdarzeniem podjęli oraz realizowali funkcjonariusze policji z KPP w Zgorzelcu".
Wynika to, jak dodał rzecznik, z "właściwości określonych w umowie SOFA". To umowa między rządami Polski i USA, dotycząca jurysdykcji nad siłami zbrojnymi spoza Polski stacjonującymi w naszym kraju. Z tego tytułu rzecznik oddziału odesłał nas do policji. Podobnie zresztą jak Szefostwo Transportu i Ruchu Wojsk, czyli formacja odpowiedzialna za transport wojskowy.
Sprawy nie chciała komentować też Straż Ochrony Kolei. W krótkiej odpowiedzi przekazano, że "Straż Ochrony Kolei nie udziela informacji w zakresie transportów wojskowych" (podkreślenie red.), a pytania należy kierować do przewoźnika kolejowego lub zleceniodawcy transportu.
Policja powinna spacyfikować cały ten Węgliniec. Działa tam grupa przestępczą, która kradnie z transportów wszystko, co tylko można. Myślę, że amunicja bardzo szybko się znajdzie. Węgliniec to niewielkie, przygraniczne miasteczko z małą mafijką, która próbuje korumpować i zastraszać miejscową jednostkę SOK - mówi nasz rozmówca, związany ze Strażą Ochrony Kolei.
Dodaje, że na tym terenie każda obca osoba szybko jest namierzana. I wspomina, że to nie pierwszy przypadek kradzieży czegoś z wojskowego transportu.
Z pytaniami zwróciliśmy się też do policji. Komórka prasowa komendy powiatowej w Zgorzelcu poinformowała tylko, że "materiały zostały przekazane prokuraturze rejonowej w Zgorzelcu". Ta zaś odsyła do Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Gen. Pytel: To byłaby klęska
Były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego gen. Piotr Pytel wskazuje, że w pierwszej kolejności należałoby sprawdzić trasę pociągu. Podkreśla, że po stronie polskiej zauważono brak plomb na kontenerze. Może to oznaczać, że kradzieży dokonano wcześniej.
Transporty sprzętu wojskowego i uzbrojenia są, jak tłumaczy oficer, zabezpieczane w sposób szczególny. Ma to zawsze charakter konwoju. Nie jest tak, że pociąg stoi na stacji i pilnują go kolejarze. Jest grupa odpowiadająca za zachowanie warunków bezpieczeństwa. Takie transporty zawsze zgłasza się służbom ze względu na to, co przewożą. W takim przypadku jest, jak tłumaczy, obecna ekipa zabezpieczająca.
Na pewno nie jest to przypadkowe zdarzenie, przypuszczam, że złodzieje wiedzieli, co jedzie, skąd i po co. To nie amunicja karabinowa. Myślę, że osoby, które przeprowadziły to działanie, przez dłuższy czas przyglądały się transportom kolejowym. Kojarzyłbym to z działaniem obcych służb specjalnych, które mają, jak wiadomo, ludzi wytypowanych do obserwacji i monitoringu transportu kolejowego - mówi gen. Pytel.
W takiej sytuacji bierze się pod uwagę osoby z obsługi transportów. Rosjanie kompletują i zbierają dane dotyczące tego, co posiadamy w magazynach: sprzęt, uzbrojenie itp. Jesteśmy głównym szlakiem przerzutu i zaopatrywania Ukrainy, więc tym bardziej to monitorują. Nie można zarazem wykluczyć, że informacja o transporcie pochodziła z Niemiec, ale wykonanie operacji wskazuje posiadanie przez rosyjskie służby dużych sił i środków na terenie Polski - mówi oficer.
Tego rodzaju operacja byłaby bardzo skomplikowana. Sprowadza się do rozpracowania systemu ochrony, zabezpieczenia uzyskania dostępu do celu (w tym przypadku amunicji), monitorowania systemu ochrony. Są osoby, które mają dostać się do środka, zabrać obiekt, a potem bezpiecznie wydostać się z terenu operacji.
Nie ma, w mojej ocenie, powodu do paniki. Oczywiście jest możliwość działania przestępczości pospolitej. Gdyby się okazało, że nasze służby szybko wykryją sprawców i jeśli nie potwierdzi się, że działały na rzecz obcego wywiadu, to powinno to nieco uspokoić sytuację. Ale w Ukrainie zdarzało się przecież, że Rosjanie – tak GRU, jak FSB – współpracowało z grupami przestępczymi, wręcz wykonując ich rękami pewne zadania - mówi dalej gen. Pytel.
Może się oczywiście zdarzyć, że to były nasze grupy przestępcze, ale to w opinii byłego szefa SKW byłaby to tragiczna informacja. Oznaczałaby bowiem, że są one w zasięgu działań rosyjskich.
Gdyby się okazało, że na terenie Polski wywiad rosyjski dokonał spektakularnej grabieży środków bojowych, przeznaczonych dla Ukraińców, to byłaby to klęska. Bo po pierwsze kontrwywiad nie zidentyfikował zagrożenia, a po drugie: nie stworzył warunków bezpieczeństwa, niezbędnych do wykonania takiego transportu - mówi o2.pl gen. Pytel.
Za konwój nie odpowiada tylko grupa konwojowa. To także element polski, również kontrwywiadowczy, który to zabezpiecza. Generał powątpiewa, by to, co się stało, było winą żołnierzy NATO, odpowiedzialnych za konwój. Dodaje też, że to się nie powinno zdarzyć.
Stawiałbym na obce służby, które chciałby dokonać kompromitacji naszego systemu, a nie na grupy przestępcze, nawet polsko-niemieckie. Skoro jest rozkradana amunicja i środki bojowe z transportów, to jest to element zastraszający społeczeństwo. Myślę, że Rosjanie będą to robić coraz częściej: zastraszać społeczeństwo, by zaczęło się bać pomocy Ukrainie - konkluduje.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.