Bilans zabitych w ataku w Moskwie to 137 osób. Odpowiedzialność za brutalny atak wzięło na siebie tzw. Państwo Islamskie. Wykonawcami zamachu mieli być z kolei obywatele Tadżykistanu. Na razie niewiele jest jednak pewne w tej historii.
W związku z zamachem procedury antyterrorystyczne wzmocniła np. Francja. Na ulice Paryża wyszli żołnierze z długą bronią. Można postawić sobie pytanie, czy podobne działanie nie byłoby potrzebne także w Polsce? W opinii ekspertów - oficerów Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - przede wszystkim nie możemy dać się zastraszyć jako społeczeństwo.
A przecież w lutym ta sama ABW zatrzymała w Polsce osobę podejrzewaną o działalność na rzecz tzw. Państwa Islamskiego. U naszych granic wciąż trwają albo działania wojenne (w Ukrainie), albo działania nazywane - nie całkiem słusznie - hybrydowym. W tym drugim przypadku chodzi oczywiście o Białoruś i próby naruszeń granicy państwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Były oficer ABW mjr Krzysztof Surmacz nalega, by nie ulegać panice i alarmistycznym doniesieniom. W rozmowie z o2.pl prosi, by zaufać odpowiednim służbom, działającym w naszym kraju. I dodaje, że wszystkie procedury, które zostały opracowane, są wdrażane zgodnie z ich przeznaczeniem.
Nie można szukać bezpośrednich analogii do postępowania służb francuskich do służb specjalnych Polski, gdyż sytuacja geopolityczna jest całkiem różna: potencjalna liczba bojowników islamskich na ich terenie oraz np. wielkość biznesu rosyjskiego we Francji. Szukanie odniesień do tragicznego zdarzenia w Rosji i reakcji służb we Francji nic nie da polskiemu społeczeństw - mówi funkcjonariusz.
Zwraca się też do mediów, by w takim momencie nie straszyły tragicznymi obrazami. Ludzie zalęknieni, jak mówi, inaczej postrzegają świat. Prosi, by przekazywały za to bardziej użyteczne informacje, np. w jaki sposób ludzie mogą reagować w podobnych sytuacjach. - Rolą mediów w mojej ocenie nie jest wyjaśnianie kto i dlaczego zaatakował, ale jak możemy sobie poradzić w takiej sytuacji - podkreśla.
Takie rozwiązania są dostępne na przykład na stronie Centrum Prewencji Terrorystycznej ABW. Centrum, jak opisywaliśmy w o2.pl, będzie likwidowane. Jest, jak mówi Surmacz, wskazana instrukcja jak należy postępować właśnie w analogicznej sytuacji podczas zdarzenia o charakterze terrorystycznym. Oficer przypomina, że w pierwszych sekundach i minutach takiego zdarzenia to my sami musimy o siebie i naszych bliskich zadbać. To my jesteśmy, jak mówi, "antyterrorystami".
Pamiętajmy, że służby specjalne, choćby najlepsze na świecie, bez pomocy świadomego zagrożeń społeczeństwa nie za wiele będą mogły zdziałać w podobnych sytuacjach. Powinniśmy mieć uszy i oczy szeroko otwarte, ale nie dajmy się wkręcić w spiralę strachu - przekonuje Surmacz.
Nie przekonuje go również wspomniane wyżej zatrzymanie osoby oskarżanej o współpracę z tzw. Państwem Islamskim. Ocenia, że w tym przypadku "za dużo jest gdybania, a zero konkretów". W dalszym ciągu, jak mówi, statystyka przemawia, że u naszych zachodnich sąsiadów jest ich sporo więcej. Czy słusznie?
Obawiać się ekstremizmu, nie tylko islamskiego
Oddajmy w tym miejscu głos innemu byłemu funkcjonariuszowi ABW. Ponieważ zajmował się on rozpracowywaniem środowisk terrorystycznych, działających na kanwie ekstremizmu islamskiego w Polsce, zastrzega sobie zachowanie anonimowości.
Na wstępie przypomina on, że zjawisko nie jest nieznane. W 2004 r., kiedy Polska była silnie zaangażowana w obecność w Afganistanie i Iraku, Agencji udało się zapobiec zamachom w Polsce. Terroryści planowali wtedy uderzyć w Wigilię w kościoły i wiernych, którzy udali się na pasterki w kilku miastach Polski. Operacja ABW znana jest z przekazów medialnych jako "Miecz".
Rozmówca o2.pl wskazuje, że populacja osób wyznania muzułmańskiego w Polsce to od 30 do 50 tys. osób. W myśl opracowań amerykańskiej agencji wywiadowczej CIA to za mało, by obawiać się postępującej radykalizacji. O takiej można mówić, gdy odsetek ten przekracza 5 proc. społeczeństwa. Wobec głośnych zatrzymań, o których była mowa w mediach, zachowuje sceptycyzm.
Należy obawiać się każdego ekstremizmu. Trudno mówić o "siatkach" czy "grupach" w Polsce. Natomiast możemy mieć do czynienia z tzw. samotnymi wilkami - pojedynczymi osobami, kierującymi się ideologią wahabizmu. Według mnie, większe zagrożenie wynika z działalności służb rosyjskich, które mogą dopuszczać się aktów dywersji i sabotażu - wskazuje oficer.
"Dziwny zamach"
Wyraża też pewne wątpliwości wobec sytuacji z Moskwy. Jakie? Wskazuje on, że w przypadku największych i najbardziej spektakularnych aktów terroru, dokonanych przez tzw. Państwo Islamskie, celem napastników było zabicie jak największej liczby ludzi, ale akcja powinna być zakończona śmiercią napastnika. Z tego względu, zamach pod Moskwą nazywa "dziwnym".
To jest ich cel - męczeńska śmierć i pójście do raju. Francuzi oblegli zamachowców spod Saint-Denis, a oni wysadzili się w powietrze. A tu wykonawcy bezczelnie uciekli z miejsca akcji. Stąd pytanie, czy osoby zatrzymane w Rosji faktycznie były zamachowcami? Ale może być i tak, że nowe grupy terrorystów ignorują te zasady, z którymi dotąd mieliśmy do czynienia - mówi oficer.
W przekazie dominują informacje, że zamachu dokonali zradykalizowani obywatele Tadżykistanu. To może się zgadzać, bo - jak wskazuje rozmówca o2.pl - duża ich grupa wyjechała na Bliski Wschód, do Syrii i Iraku, by walczyć po stronie tzw. Państwa Islamskiego. Zarazem jednak dodaje, że paszporty Tadżykistanu i innych krajów Azji Centralnej są fałszowane na potęgę. Tadżycki MSZ odciął się zaś od zamachowców.
Na koniec dodaje, by poczekać na komunikaty służb zachodnich. Nie dowierza wynikom rosyjskiego śledztwa w tej kwestii, szczególnie "wspartego" torturami. A Rosjanie sami pokazywali dowody na ich używanie. W sieciach społecznościowych pokazały się filmy i zdjęcia dokumentujące np. obcięcie jednemu z zatrzymanych kawałka ucha lub rażenie prądem.
Pod wpływem tortur każdy przyzna się prędzej czy później do wszystkiego. A "Państwo Islamskie" chętnie brało na siebie odpowiedzialność za wiele zamachów, szczególnie w Afryce, nawet jeśli nie było to zgodne z prawdą.
Na koniec, nasz rozmówca wskazuje coś jeszcze. Po wybuchu wojny w 2022 r. z Ukrainy wyjechała do Polski ogromna masa ludzi, w tym także obywateli Tadżykistanu czy krajów Afryki. Duża ich część po prostu przejechała przez Polskę, część jednak została nad Wisłą.
Straż Graniczna nie wyłapywała potencjalnych terrorystów, bo nie było możliwości pełnej weryfikacji tych, którzy wjechali do Polski. Mając na uwadze to, co mówił o fałszowaniu paszportów, trudno wskazać kto i skąd właściwie pochodzi. A to z kolei ułatwia działanie służbom specjalnym Rosji, żywotnie zainteresowanym destabilizacją Polski i Unii Europejskiej.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl