W sierpniu Petr Wrublewski stwierdził, że im więcej Rosjan zostanie zabitych, tym mniej będą musieli zabić kolejne pokolenia Ukraińców. Po tych słowach w Kazachstanie zrobiło się bardzo głośno.
Ambasador był wezwany do siedziby kazachstańskiego resortu spraw zagranicznych, gdzie zostało mu przedstawione stanowisko dotyczące niedopuszczalności wypowiedzi, w których nawoływał do zabijania przedstawicieli narodu rosyjskiego.
Wrublewski wyraził skruchę i powiedział, że jego słowa wynikały ze zwiększonym stanem emocjonalnym podczas wojny.
Ukraiński ambasador - banderowiec, który nawoływał do zabijania Rosjan, opuścił na żądanie władz Kazachstanu Nur-Sułtan. Wyleciał porannym samolotem polskich linii lotniczych do Warszawy - powiedział kilka tygodni temu anonimowy przedstawiciel kazachstańskiego MSZ.
Czytaj także: Tak skończy Putin? "Będzie jak w 1917 roku"
Skrucha Wrublewskiego nie pomogła, bowiem prezydent Wołodymyr Zełenski podpisał dekret o odwołaniu go ze stanowiska ambasadora Ukrainy w Kazachstanie.
Kolejna reakcja Zełenskiego
Przypomnijmy, że Wołodymyr Zełenski zwolnił pięciu ambasadorów ukraińskich, w tym ambasadora w Niemczech Andrija Melnyka.
Były już ukraiński ambasador znany był z tego, że w ostrych słowach krytykował niemiecki rząd za postawę w związku z wojną w Ukrainie. W jednym z wywiadów z telewizją "Jung und Naiv" Melnyk nazwał jednego z przywódców Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Banderę "bojownikiem o wolność".
Od tych słów odcięło się Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. W oświadczeniu napisano, że "nie ma spraw, które nas dzielą, bo zarówno Kijów, jak i Warszawa łączy pełne zrozumienie potrzeby zachowania jedności w obliczu wspólnych wyzwań".
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.