Do zabójstwa doszło w marcu (5.03) w jednej z kamienic przy ul. Miedzianej na warszawskiej Woli. Ratownicy znaleźli ciało Dariusza W. z ranami kłutymi. Jego żona, Anna W. twierdziła, że mężczyzna sam zadał sobie śmiertelne ciosy.
Policja zatrzymała jednak kobietę, której prokuratura postawiła zarzut zabójstwa. Anna W. od początku nie przyznawała się do zarzucanych jej czynów i konsekwentnie podtrzymywała wersję o samobójstwie męża.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sąd nie dał wiary jej twierdzeniom. Mimo braku bezpośrednich, twardych dowodów skazał kobietę na 12 lat pozbawienia wolności. To wyrok zgodny z oczekiwaniami prokuratury.
Dramatyczne sceny na sali sądowej
Gdy w sali Sądu Okręgowego w Warszawie odczytywano wyrok i uzasadnienie, Anna W. nie potrafiła ukryć emocji. Kobieta osunęła się na ziemię, a następnie zaczęła głośno płakać.
Sąd rozumie, że jest pani w emocjach, ale proszę się uspokoić. Inaczej opuści pani salę – mówiła przewodnicząca składu sędziowskiego, cytowana przez dziennikarzy "Super Expressu".
Upomnienia na niewiele się jednak zdały. Konieczna była interwencja pielęgniarki i kilkuminutowa przerwa. Dopiero po niej sędziowie odczytali do końca uzasadnienie do wyroku.
Według sądu, wyjaśnienia Anny W. wykluczają się z innymi faktami. Sąd wziął pod uwagę m.in. zeznania biegłych, którzy wskazali, że Dariusz W. musiałby najpierw zadać dwa ciosy w szyję, po czym wyjąć nóż z rany i położyć na kanapie, żeby potwierdzić wersję Anny W.
Wyjaśnienia oskarżonej, zeznania świadków i opinie biegłych, to taki sam dowód, jak każdy inny. Te nie są ze sobą spójne. Gdyby pokrzywdzony, stojąc twarzą w kierunku szafki dźgnął się dwukrotnie w szyję, w kuchni nie byłoby tyle krwi, a oskarżona nie miałaby jej na ubraniu - uzasadniał wyrok sąd.
Według sądu zachowanie Anny W. (m.in. brak pomocy mężowi) nie świadczy o jego samobójstwie. Dodatkowo kobieta miała zacierać ślady.
Dodajmy, że wyrok jest nieprawomocny. Stronom przysługuje odwołanie.