25 kwietnia na Facebook'owym fanpage'u doktora Bartosza Fiałka pojawił się niepokojący post. Zebrał niemal 500 komentarzy i 422 udostępnienia. Nic dziwnego - dotyczył niezwykle kontrowersyjnego ostatnio tematu, którym są szczepienia przeciw COVID-19.
Jeżeli prawdą jest, że środowiska antyszczepionkowe prowadzą zmasowaną akcję blokowania terminów na szczepienia przeciw COVID-19, to jest to działanie na szkodę obywateli Polski i powinny zainteresować się tym odpowiednie organy. Czym innym jest niechęć do szczepień ochronnych, a czym innym uniemożliwianie zaszczepienia się innym chętnym - napisał lekarz.
Post został okraszony zdjęciem z ponurą wiadomością. Antyszczepionkowcy z różnych roczników mają zapisywać się na szczepienia, a później na nie nie przychodzić, tym samym utrudniając możliwość zaszczepienia się innym.
Jak udało nam się dowiedzieć, pan doktor otrzymał screena z wiadomością od jednego ze swoich czytelników. Sam natomiast nie monitoruje sprawy na grupach dla ruchu antyszczepionkowego.
Koszmarne konsekwencje
o2.pl skontaktowało się z doktorem Fiałkiem. Lekarz choć przyznaje, że nie są to potwierdzone rewelacje, powinny zostać sprawdzone przez odpowiednie organy. Tego typu akcja może bowiem skutkować spowolnieniem szczepień, a nawet zagrażać funkcjonowaniu państwa.
Popularny lekarz przyznaje, że skutki masowego nieprzychodzenia na szczepienia mogą być opłakane. Grozi nam bowiem "powtórka z rozrywki".
Jeżeli tempo szczepień zostanie spowolnione, jesienią może nastąpić tragedia. Przełom września i października to sezon na wirusy: grypy, paragrypy, SARS-Cov-2 i nie tylko. Czwarta fala koronawirusa może być wyjątkowo ciężka - powiedział nam dr Fiałek.
Postanowiliśmy zapytać go, czy może zdarzyć się sytuacja, że ktoś przez taką akcję nie dostanie szczepionki i umrze. Pan doktor przyznał, że choć teoretycznie nie możemy tego wykluczyć, ponieważ osoba, która mogła zaszczepić się wcześniej, może zarazić się koronawirusem i faktycznie umrzeć lub mieć poważne powikłania, tak w praktyce mamy wystarczająco dużo szczepionek, by uniknąć tej sytuacji.
Szacuje się, że ruch antyszczepionkowy w Polsce to jakieś 15 proc. społeczeństwa. Dr Fiałek jednak zaznacza, że do tego należy doliczyć 25 proc., jakie stanowią dzieci i kilka procent osób, które z przyczyn zdrowotnych nie mogą być zakwalifikowane do szczepienia. To wszystko razem daje około 50-55 proc. zaszczepionego społeczeństwa, co może być niewystarczające, by zwalczyć epidemię.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.