Ataki bezpilotowcami następują regularnie z obu stron. Rosjanie używają ich do ataków na cele w Ukrainie. Ostrzały i ataki na miasta dokonywane są z jednej strony przy pomocy pocisków manewrujących, z drugiej - np. z pomocą irańskich systemów Shahed-136.
Ale Ukraińcy nie są gorsi i też sięgają po drony. Nawet te, zdawałoby się, przedpotopowe. W grudniu ubiegłego roku głośno było o wybuchach na rosyjskich lotniskach, oddalonych o kilkaset km od granic Ukrainy. Obrońcy sięgnęli wtedy po pamiętające lata 60 ub. wieku bezzałogowe Tu-141 Striż.
Jeden z takich Striży (Jerzyków) rozbił się 150 km od Moskwy. Pokazuje to, że w rękach sprawnego operatora nawet stara technologia może być skuteczna i groźna. Co innego jednak uderzać w obiekty cywilne, co innego - w dobrze strzeżone (przynajmniej w teorii) obiekty wojskowe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tyle, że w Rosji i na Białorusi z ochroną infrastruktury, nawet kluczowej, bywa różnie. Na początku marca białoruscy partyzanci uderzyli przy pomocy dronów na lotnisko wojskowe Maczuliszcze. Celem ataku był rosyjski samolot rozpoznawczy Beriew A-50, który przebywał w białoruskiej bazie lotniczej.
W rozmowie z o2.pl dziennikarz "Nowej Techniki Wojskowej" Dawid Kamizela mówił o "obnażeniu posowieckiej bylejakości". Ale wymienił też kilka istotnych kwestii, dotyczących używania bojowego dronów. A to coraz popularniejszy środek rażenia przeciwnika na polu walki.
Dron - trudny cel
Kamizela podkreślał wtedy, że drony są trudnym celem. Kiedy na Zachodzie zaczęto identyfikować je jako zagrożenie dla obiektów infrastruktury wojskowej i cywilnej, zaczęto opracowywać systemy neutralizujące. Niekoniecznie używa się do tego pocisków rakietowych, bo te są stosunkowo kosztowne.
Podkreśla to także były komendant Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych gen. bryg. Jan Rajchel. W rozmowie z o2.pl wyjaśnia, że drony mogą być wykorzystane do zastraszania obrony, nękania. Przynajmniej te o prostszej konstrukcji. Ale jeśli mają systemy naprowadzania – nieistotne: laserowe, na podczerwień czy inne – to one zazwyczaj powinny osiągnąć zamierzony, zaprogramowany cel.
Nie tylko "bum!"
Ale wykorzystanie dronów to nie tylko uderzenia kinetyczne. Czyli - mówiąc w uproszczeniu - kończące się efektownym wybuchem. Tłumaczy to były wieloletni oficer Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencji Wywiadu oraz ekspert w zakresie bezpieczeństwa technologicznego Przemysław Leśniak.
Wydziela on pięć rodzajów ryzyk, związanych z bezprawnym użytkowaniem dronów. Pierwsza grupa, to bezpośredni atak z użyciem ładunku wybuchowego (np. terroryzm, sabotaż, dywersja, ofensywne działania obcych służb wywiadowczych).
Druga: misje obserwacyjne. To wszelkiego rodzaju rozpoznanie, szpiegostwo przemysłowe, sprawdzenie reakcji służb ochrony, bezprawna dokumentacja fotograficzna, naruszenie tajemnic prawnie chronionych, utrwalanie wizerunków pracowników lub funkcjonariuszy).
Grupa trzecia to zakłócenie procesów technologicznych w najważniejszych podmiotach. Istotnych ze względu na ochronę podstawowych ekonomicznych interesów Państwa. Grupa czwarta: bezpośrednie niebezpieczeństwo związane z samą obecnością drona. W tym przypadku chodzi przede wszystkim o lotniska i porty morskie, czego konsekwencją jest paraliż transportowy, panika, poniesione koszty, zakłócenie ciągłości przepływu usług, towarów, technologii i osób.
Wreszcie, grupa piąta to użycie dronów do pozaprawnego transportu. Chodzi tu o np. zjawiska przemytu, wnikania na tereny zamknięte (choćby przez wojsko) czy nielegalna kontrabanda np. w więzieniach.
W Polsce jak w lesie
Leśniak wskazuje też problem, związany z ochroną infrastruktury krytycznej w Polsce. Nawet jeśli, jak mówi, są dobre rozwiązania prawne, wypracowane choćby przez Rządowe Centrum Bezpieczeństwa, to żaden z wiodących właścicieli Infrastruktury Krytycznej (IK) w Polsce - w tym LNG, PGNiG, Orlen, GAZ-System, Przedsiębiorstwo Porty Lotnicze SA - nie ma systemu zabezpieczającego własne obiekty w profesjonalne systemy antydronowe.
Jak mówi Leśniak, niekiedy brak jest nawet podstawowych elementów takiego sytemu w postaci np. neutralizatorów ręcznych dla służb ochrony. Świadomość istnienia realnego ryzyka ze strony bezpilotowych statków powietrznych (BSP) u właścicieli infrastruktury krytycznej (zwłaszcza zarządów spółek z udziałem Skarbu Państwa) jest niska.
A spółki nie zwracają uwagi na pojawiające się nowe formy zagrożeń dla bezpieczeństwa i bazują na przestarzałych dokumentach bezpieczeństwa, czasami od lat nie zmieniając i nie aktualizując planów ochrony - dodaje Przemysław Leśniak.
Niszczyć? Czym się da!
Podobnie jak Dawid Kamizela, gen. Rajchel wskazuje, że do niszczenia bezpilotowców może być użyty w zasadzie każdy system uzbrojenia obrony powietrznej. Ale można też próbować robić to mniej inwazyjnie: np. odcinać dron od jego źródła kierowania. Są sposoby, systemy, by zakłócić kierowanie dronem i przejąć go czy wręcz zawrócić do operatora.
Są one wykorzystywane w siłach zbrojnych, także polskich. Może nie bardzo powszechnie, ale są. O atakach na Moskwę wiemy bardzo niewiele, więc trudno wyrokować. Zakładam, sądząc po skali widocznych w dostępnych źródłach uszkodzeń, że były to jednostki małych rozmiarów - mówi generał.
Gen. Rajchel wskazuje, że drony nie mogły więc być wysłane gdzieś z terenu Ukrainy, tylko operator urządzenia przebywał w Moskwie, być może nawet w pobliżu. Mogło też być tak, że uderzenie w budynek nastąpiło w wyniku przejęcia drona przez Rosjan lub jakiejś formy uszkodzenia maszyny. Nie można bowiem atakować celów cywilnych, jest to zbrodnia wojenna.
Dodaje też, że Rosjanie prawdopodobnie spodziewają się lub spodziewali takich uderzeń. Próbowali też zabezpieczać się i im przeciwdziałać. Kilka miesięcy temu internet obiegły zdjęcia ustawionego na dachu rosyjskiego ministerstwa systemu obrony przeciwlotniczej Pancyr.
Gen. Rajchel dodaje również, że zestrzelenie bezpilotowca nie jest zadaniem prostym. Wszystko zależy od wielkości obiektu, rodzaju napędu i prędkości oraz wysokości, manewrowania czy wreszcie skutecznej powierzchni odbicia radarowego. Im jest ona mniejsza, tym trudniej wykryć obiekt.
Jak zatem przeciwdziałać? Zależy od tego, czym chcemy niszczyć dany obiekt. Generał mówi, że np. wirnikowce mogą poruszać się właściwie w każdym kierunku i trudno je trafić. Drony Shahed mają stosunkowo prostą trajektorię, łatwo ją przewidzieć i łatwiej je zniszczyć np. przy pomocy systemów lufowych, choćby broni artyleryjskiej małego kalibru czy przenośnych, ręcznych zestawów przeciwlotniczych.
Chronić? To skomplikowane
Bardziej złożonym problemem jest kwestia ochrony przed takimi urządzeniami. Mówi o tym wspomniany już Przemysław Leśniak.
Środki przeciwdziałania zagrożeniom ze strony bezpilotowców dzieli na dwa zbiory. Pierwszy zawierałby zagadnienia pozatechniczne czyli - w uproszczeniu - świadomość zagrożenia, wiedzę, procedury, plany i przejrzyste prawo. Drugi zbiór to technologiczne uwarunkowania skutecznego sytemu antydronowego.
Tu sprawa się komplikuje. System taki musi spełniać jednocześnie trzy zadania. Po pierwsze: detekcję (wykrycie przed wtargnięciem drona na teren chroniony), identyfikację (rozpoznanie pod kątem rodzaju potencjalnych zagrożeń) oraz neutralizację (czyli w zależności od rozpoznania, zniszczenia BSP, unieruchomienia go albo przejęcia kontroli nad jego lotem).
Jak mówi Leśniak, detekcja musi być oparta o wiele sensorów. W skrócie: chodzi o jednoczesne zastosowania technologii radarowej, radiowej i akustycznej. Identyfikacja musi opierać się na rozpoznaniu elektronicznym oraz wizualnym.
Natomiast sposób neutralizacji (zniszczenie, przejęcie kontroli, zagłuszenie łączności z operatorem BSP) musi zostać błyskawicznie dobrany do okoliczności i uwarunkowań terenu podlegającego ochronie.
Nie można przecież zastosować zagłuszania sygnału elektronicznego na czynnym lotnisku bez konsekwencji dla systemów bezpieczeństwa lotów - tłumaczy Leśniak.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.