Wszystko zaczęło się od tego, że kadyrowcy postanowili się upić i jeździć po mieście radzieckim autobusem marki PAZ. Na przeszkodzie stanęli jednak oficerowie armii rosyjskiej, konkretnie żandarmerii wojskowej.
Po krótkiej kłótni pijani i rozwścieczeni Czeczeni rzucili granat dymny i zaczęli strzelać. Ukraińcy komentują złośliwie, że celność obu stron pozostawia wiele do życzenia, ponieważ nikt nie zginął.
Jednak są informacje o kilku hospitalizowanych "gościach z gór" – komentuje Kanał24, ukraińska telewizja.
Strzelanina miała miejsce w sobotę 25 czerwca. Szczegóły incydentu wyjawiły ukraińskiej telewizji jej źródła w wywiadzie. Ukraińskie media informują, że do 17 czerwca odnotowano już kilka konfliktów między siłami rosyjskimi na terenie obwodu chersońskiego, które tymczasowo okupują.
Atak kadyrowców na rosyjski punkt kontrolny. Nie pierwszy
Przeważnie Buriaci i Czeczeni konkurują o wpływy i łupy, co jest źródłem wybuchów przemocy. W Chersoniu, Czarnobajewce i Nowej Kachowce odbywają się nie tylko bójki, ale także strzelaniny. Miejscowi podkreślają, że taka walka o "strefy wpływów" w regionie trwa już od kilku miesięcy.
Ukraińskie media twierdzą, że strzelaniny to jeszcze nie najgorsze, co mogą sobie wzajemnie robić rosyjscy żołnierze. W chersońskich lasach widuje się bowiem puste cynkowe trumny, w których ciała wojskowych są transportowane do ojczyzny. Jednak ciała części zmarłych mają być nielegalnie palone na miejscu, a rodziny informowane są o rzekomym "zaginięciu" zabitego żołnierza.
Oficerowie i wyższe dowództwo mają przymykać na proceder oko z kilku powodów. Po pierwsze, z kart płatniczych zmarłego można wypłacić pieniądze i się nimi podzielić. Po drugie, w ten sposób ukrywa się przed społeczeństwem skalę rosyjskich strat. A po trzecie, rodzinie "zaginionego" nie trzeba wypłacać odszkodowania, więc budżet państwa nie traci.
Czytaj też: Major Krot nie żyje. Rosjanie potwierdzili
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.