Mitem jest, że rekiny atakują każdego człowieka napotkanego w wodzie. W rzeczywistości te drapieżne ryby nie są aż tak groźne i rzadko dochodzi do ataków. Statystyki wyraźnie pokazują, że co roku na całym świecie ginie niewiele osób.
Czytaj także: Reakcja psa podbija internet. Nagranie pokazała policja
Drapieżne rekiny w Australii
Powód do zmartwień jednak mają mieszkańcy Australii. Od około 50 lat średnio rocznie ginie jedna osoba po ataku rekina. Statystyki jednak wystrzeliły w tym roku. Do tej pory stwierdzono aż osiem ofiar śmiertelnych. To najwięcej od 1934 roku.
Czytaj także: Lew górski rozszarpał 28-latka. Dantejskie sceny
Co się stało, że rekiny w australijskich wodach stały się tak niebezpieczne? Naukowcy to badają, ale na razie nie mają jednoznacznej odpowiedzi. Możliwe, że to po prostu przypadek.
To dziwne, bo liczba ataków w zasadzie się nie zmieniła. Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku rekinów ważne jest, gdzie ten drapieżnik ugryzie i jak szybko znajdziemy pomoc. Myślę, że w tym roku mamy po prostu pecha w obu tych aspektach - mówi Culum Brown, profesor biologii morskiej na Uniwersytecie Macquarie w Sydney.
Ten sam ekspert jednak dodaje, że nie można wykluczyć innej przyczyny. Zmiany klimatyczne doprowadzają do ocieplenia oceanów i dlatego rekiny mogą szukać ochłody w pobliżu plaż. A tam ludzi jest więcej niż zwykle z powodu pandemii koronawirusa.
Fakty jednak są takie, że tak tragicznego roku w Australii nie było od dziesiątek lat. Rekordowy był rok 1929, kiedy to dziewięć osób zginęło po ataku rekina.