Australijski stan Nowa Południowa Walia od kilku miesięcy walczą z plagą myszy, jaka nawiedziła ten region. Gryzonie atakują silosy zbożowe, stodoły i domy oraz zarażają olbrzymie zbiory rolników. Jak podkreślają eksperci, liczba myszy wzrosła po niezwykle ulewnych letnich deszczach we wschodniej Australii, które przyszły po latach suszy.
Czytaj także: Apokaliptyczna plaga w Australii. Sceny jak z horroru
Przez myszy rolnicy na wschodnim wybrzeżu kraju ponoszą ogromne straty. Gryzonie stały się prawdziwym horrorem miejscowych. Ale eksperci prognozują, że to nie koniec problemów mieszkańców Nowej Południowej Walii. Ostrzegają, że ogromny napływ myszy przyciągnie w ten obszar "armię" węży.
Za myszami podążą węże - powiedział portalowi 9News Gerard Dallow z Micropest w Sydney, przedsiębiorstwa, które specjalizuje się w zwalczaniu szkodników.
Czytaj także: Milioner na Kaszubach. Polak skreślił "szóstkę" w Lotto
Węże są groźne dla ludzi
Na szczęście dla rolników węże nie spowodują aż tak znaczących szkód jak myszy. Eksperci ostrzegają jednak, że węże mogą stanowić zagrożenie dla ludzi, ponieważ około 100 gatunków gadów w Australii jest jadowitych. Zdecydowana większość farm w stanie Nowa Południowa Walia nadal walczy z plagą myszy. Rolnicy opowiadają, że szalejące gryzonie zaczynają się jeść nawzajem, kiedy zabraknie im pożywienia.
Rolnicy próbują zabezpieczyć nie tylko farmy, lecz także swoje domy, który też atakują myszy. Jak mówi jeden z nich, drzwi w obronie przed gryzoniami ma zabezpieczone specjalną gumą. "Nie otwieramy w ogóle okien" - dodaje.
Nie śpię, bo mam wrażenie, że słyszę je na ścianach lub dachu – opowiada Kodi Brady agencji Reutera.
"Potrzebujemy wsparcia już teraz"
Eksperci ostrzegają, że bez pomocy ze strony rządu w ciągu najbliższych kilku tygodni problem może dotknąć mieszkańców kolejnych stanów. Rolnicy krytykują program pomocy, który przedstawił rząd Nowej Południowej Walii. "Jest niepraktyczny, dysfunkcjonalny i opóźniony o kilka tygodni, co nie pomaga rolnikom, którzy potrzebują wsparcia już teraz" - mówi rolnik.
W zeszłym tygodniu rząd Nowej Południowej Walii zabezpieczył 5000 litrów bromadiolonu. Środek ten był używany przez rolników, aby pomóc w walce z gryzoniami.- Ekolodzy obawiali się, że podczas gdy bromadiolon zabija myszy, trucizna w ich ciałach może zabić drapieżniki - między innymi orły i sowy.