Adam Słomka po raz kolejny postanowił zawładnąć telewizyjnym studiem. W zeszłym roku, opozycjonista PRL postanowił na wizji wystąpić z protestem. Razem z Zygmuntem Miernikiem miał zakaz wstępu do studia TVP. W ten sposób chciał sprzeciwić się zakazowi.
Zakaz wstępu nie był oczywiście bezpodstawny. Panowie wywołali kilka miesięcy wcześniej awanturę podczas trwania programu na żywo. Doszło wtedy nawet do rękoczynów. Jeden z uczestników programu został kopnięty w plecy.
Tym razem miało być inaczej. Wszyscy mieli nadzieję, że po takim czasie emocje Adama Słomki opadły, a mężczyzna doceni otrzymaną szansę na ponowne pojawienie się w programie.
Ten program wygląda jak kabaret. Doprowadziliście do kompletnego absurdu. Ludzie są oburzeni tym, co robicie. Zostałem zaproszony tutaj, by mówić o stuleciu Bitwy Warszawskiej (...). Nic na ten temat nie mówicie - krzyczał Adam Słomka
Nic bardziej mylnego. Słomka w pewnym momencie postanowił zabrać, a właściwie przejąć głos. Złamał nie tylko zasady programu, na które się zgodził, ale również obostrzenia dotyczące obecnej pandemii COVID-19.
Lider KPN wszedł na miejsce prowadzących nie pozwalając im na dojście do głosu. Nie reagował nie tylko na prośby o przestrzeganie zasad związanych z panującym wirusem, ale i na prośby o uspokojenie się.
Adamowi Słomce przeszkadzało to, że zbyt duża część programu poświęcona była mniejszości LGBT. Były poseł zaczął też krytykować prowadzących za to, że cały odcinek programu powinien zostać poświęcony Bitwie Warszawskiej i obecnej sytuacji na Białorusi.
Mikrofon lidera KPN szybko został wyłączony. Niestety mężczyzna nie chciał się uspokoić, musiała interweniować ochrona, a prowadzący dla własnego bezpieczeństwa opuścić studio.