Obecny przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel wywołał burzę w polityce Unii Europejskiej, ogłaszając, że zamierza wystartować w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Warto podkreślić, że to właśnie on przejął stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej z rąk Donalda Tuska.
Według przepisów, jego kadencja powinna upłynąć dopiero w listopadzie. Jak podkreśla Szydło, wybór nowego szefa Rady Europejskiej nie jest jednak taki prosty, jak to się może wydawać.
Czytaj także: Michał Adamczyk usprawiedliwia swoje ogromne zarobki. Mówi, że jest ofiarą manipulacji
To stanowisko zwyczajowo jest częścią "pakietu", o który targują się europejskie frakcje polityczne (a nie premierzy rządów) przy okazji nowej kadencji Parlamentu Europejskiego. Rezygnacja Michela zakłóca europejską karuzelę stanowisk - tłumaczy Szydło.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Unia nie chce Orbana. Szydło krytykuje
Zgodnie z unijnymi procedurami przywódca państwa sprawującego rotacyjną prezydencję w UE miałby pełnić tę funkcję do listopadowych wyborów. Od 1 lipca do 31 grudnia 2024 roku prezydencję w Unii Europejskiej będą sprawować Węgry.
To oznacza, że tymczasowym szefem Rady Europejskiej może zostać Viktor Orban, co nie podoba się wielu osobom w Unii Europejskiej.
Tak właśnie funkcjonuje obecnie w Brukseli: dużo pustego gadania o demokracji i "praworządności", a w praktyce wszelkie zasady są łamane, jeśli jest to potrzebne lewicowo-liberalnym elitom. Donald Tusk w ostatnich tygodniach robi to, czego nauczył się w Brukseli - łamie praworządność, byle tylko postawić na swoim. Nie ma to nic wspólnego z demokracją - podkreśla Szydło.
Jak tłumaczy Szydło, Michel osobiście zaproponował, aby węgierska prezydencja została pozbawiona przewodnictwa w Radzie Europejskiej poprzez budzącą wątpliwości nagłą zmianę przepisów.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.