Grupa Wagnera i jej szef Jewgienij Prigożyn mocno dali się we znaki Ukraińcom na polu walki, ale w kluczowym momencie zrezygnowali z walki. A potem, zgodnie z zapowiedziami oligarchy, postawili się dowódcom rosyjskiej armii i ruszyli na Moskwę. Pucz wagnerowców został stłumiony, ale Rosjanie znów mają problem z najemnikami.
Czytaj także: Były szef CIA wie, co zrobi Rosja. "Musimy działać"
Miejsce Grupy Wagnera, która została w Rosji absolutnie zmarginalizowana, weszła firma PMC "Redut". Jej organizacja i zasady działania są niemal identyczne, jak w przypadku wagnerowców. Tak samo, jak jej problemy na polu walki. Bojownicy narzekają, że zaczyna im brakować amunicji, paliwa oraz smarów do maszyn. A władze milczą.
Do buntu i walki wewnętrznej jest daleka droga. Choć Rosjanie na błędach się nie uczą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nieudany marsz na Moskwę oraz bunt Jewgienija Prigożyna oznaczał - zgodnie ze słowami Władimira Putina - koniec Grupy Wagnera. Jej przywódcy zginęli w katastrofie lotniczej w sierpniu, a oddział nadal walczy, ale jest dziś na absolutnym marginesie w rosyjskiej armii. W miejsce wagnerowców wszedł inny prywatny oddział najemników.
A konkretnie prywatna firma wojskowa "Redut", która powstała z inicjatywy zastępcy szefa GRU generała Władimira Aleksiejewa. Tego samego, który negocjował z wagnerowcami i ich dowództwem zaniechanie działań na terenie Rosji, a ich marsz na stolicę nazwał buntem. "To jest wojskowy zamach stanu" - grzmiał uznany oficer latem.
Teraz sam ma problem, z którym musiał się bardzo długo mierzyć Jewgienij Prigożyn.
PMC "Redut" doświadcza dokładnie tych samych problemów, które wiosną miała Grupa Wagnera i na które przed nieudanym zamachem stanu skarżył się Jewgienij Prigożyn. Najemnicy nie dostają wystarczającej ilości amunicji, skarżą się na brak paliwa oraz smarów do swoich pojazdów wojskowych. A bez nich nie są w stanie walczyć.
Prigożyn przez kilka miesięcy atakował szefów ministerstwa obrony, żądając dostaw amunicji oraz paliwa. Pokazywał zwłoki swoich żołnierzy i wyzywał gen. Siergieja Szojgu.
Czy teraz Rosji grozi powtórka z rozrywki i bunt kolejnego najemniczego oddziału? "Redutem" dowodzi major Konstantin Mirzajants, niegdyś zastępca dowódcy 45. Brygady Specnazu w Kubince, gdzie znajduje się główna baza najemników - informuje Polski Instytut Spraw Międzynarodowych. Ale patronem jest gen. Władimir Aleksiejew.
A ten jest wierny władzom w Moskwie i raczej nie pozwoli na bunt w swoich szeregach.
Choć w przypadku Jewgienija Prigożyna jeszcze rok temu uważano podobnie. Oligarcha uchodził za zausznika Władimira Putina, którego prezydent słucha chętniej, niż swoich generałów. A w szeregach PMC "Redut" nie brakuje byłych wagnerowców, z doświadczeniem z pola walki w Afryce, na Bliskim Wschodzie oraz w Ukrainie.
Co ciekawe, to najemnicy Redutu pełnili kluczową rolę w początkowej fazie rosyjskiej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku, walcząc w rejonie Kijowa i Charkowa. Ich zadaniem specjalnym była likwidacja prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Dziś to największa prywatna kompania walcząca w Ukrainie, kolejna finansowana przez władze.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.