Pogrzeb Ramana Bandarenki odbył się w cerkwi Zmartwychwstania Pańskiego na obrzeżach Mińska. Ze względu na to, że budynek świątyni jest niewielki, obywatele tłumnie zebrali się na placu przed nią. Część osób stała także na ulicy.
Czytaj także: Białoruś płacze. "Kto będzie następny?"
Skatowali go milicjanci. W pogrzebie aktywisty uczestniczyło kilka tysięcy osób
Białorusini przynieśli setki kwiatów i wieńców w kolorze białym i czerwonym. To nawiązanie do biało-czerwono-białej flagi białoruskiej, używanej przez środowiska opozycyjne. Wielu zebranych płakało, wznoszono także w górę palce w geście zwycięstwa.
Nie zapomnimy, nie darujemy – skandowano kiedy wynoszono ciało Bandarenki z cerkwi.
Zebrani obywatele wypowiadali także frazę "Ja wychodzę". Tak właśnie miały brzmieć ostatnie przed śmiercią słowa Bandarenki. Napisał je, wychodząc z mieszkania porozmawiać z milicjantami.
Czytaj także: Zabili go. Wielkie poruszenie na Białorusi
Białoruś. Wyszedł porozmawiać z milicjantami. Nigdy już nie wrócił
W czwartek Raman Bandarenka został pobity ze skutkiem śmiertelnym przez mężczyzn w kominiarkach. Mieli skatować Bandarenkę za to, że sprzeciwił się niszczeniu przez nich biało-czerwono-białej flagi Białorusi na podwórku jednego ze mińskich blokowisk, znanym powszechnie jako "Plac Zmian". Okazało się, że zamaskowani sprawcy pobicia to milicjanci.
Lekarzom nie udało się uratować Ramana Bandarenki. 31-letni mieszkaniec Mińska trafił do szpitala w stanie śpiączki. Pomimo kilkugodzinnej operacji, mężczyzna zmarł.
Obejrzyj także: Pomógł protestującemu w ucieczce. Internet gratuluje temu białoruskiemu taksówkarzowi
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.