W sobotę, 16 września, na autostradzie A1 w Sierosławiu (pow. piotrkowski, woj. łódzkie) w pożarze auta zginęła 3-osobowa rodzina. Zmarli mężczyzna, kobieta i ich 5-letni syn.
Policja początkowo informowała, że z "niewyjaśnionych przyczyn" samochód osobowy uderzył w bariery energochłonne i stanął w ogniu. Później opublikowano nową informację, z której wynikało, że w wypadku mógł brać udział drugi pojazd marki bmw.
Przypomnijmy, że wcześniej sprawę w swoje ręce postanowiła wziąć rodzina zmarłych. W związku z tym na profilu "Stop Cham" i "Bandyci drogowi" w mediach społecznościowych opublikowano apel.
Czytaj więcej: Tragedia na A1. Policja dementuje plotki
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rodzina Patryka, Martyny oraz pięcioletniego Oliwiera poszukuje prawdy. Może ktoś jechał 16 września autostradą A1, około godziny 19:00 i zwrócił uwagę na zachowanie kierowcy bmw. Jedyny świadek zdarzenia potwierdza, że chwilę przed wypadkiem zwróciła jego uwagę ogromna prędkość kierowcy bmw, mimo że takich rzeczy normalnie się nie dostrzega, gdy ktoś jedzie po przeciwnej stronie - przekazano we wpisie "Bandytów drogowych" na platformie X (do niedawna Twitter).
W poście umieszczono także zapis z kamery auta jadącego A1. Na reakcję internautów długo nie trzeba było czekać. Weekend w sieci zaczęły pojawiać się kolejne nagrania z A1. Serwis Stop Cham, opublikował wideo, na którym widać jadące z dużą prędkością bmw, a chwilę później skutki wypadku.
Wypadek na A1. Kierowca BMW poruszał się z prędkością 253 km/h
We wtorek, 26 września, prokurator Magdalena Czołnowska-Musioł z Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim przekazała, że prawdopodobnie doszło do nieustalonego zjechania samochodu marki Kia i uderzenia w bariery, bmw prawdopodobnie zahaczyło o ten samochód.
Z kolei w środę, 27 września, prokurator generalny Zbigniew Ziobro poinformował, że według ustaleń biegłego, samochód bmw, który uczestniczył w wypadku, poruszał się z prędkością co najmniej 253 km/h.
Dzień później, 28 września, prokuratura w Piotrkowie Trybunalskim postawiła zarzuty kierowcy bmw, który według śledczych miał spowodować śmiertelny wypadek.
Kierowca BMW jechał 253 km/h na A1. Głos ws. zabrał kierowca rajdowy
W związku z tym portal gazeta.pl postanowił zapytać Rafała Rulskiego, kierowcę wyścigowego i dwukrotnego złotego medalistę w Wyścigowych Samochodowych Mistrzostw Polski, o niebezpieczeństwo związane z poruszaniem się z taką wielką prędkością na autostradzie
Autostrada to nie tor wyścigowy. Żeby jeździć z taką prędkością po torze wyścigowym, to od tego są specjalistyczne samochody, które posiadają klatkę, specjalne zawieszenie, specjalne hamulce, pasy sześciopunktowe i tym podobne rzeczy, ale to jeśli chodzi o tor wyścigowy - powiedział w rozmowie z gazeta.pl Rafał Rulski.
Takie prędkości i wyższe można tam uzyskiwać, ale podkreślam - jest to tor wyścigowy. Z autopsji wiem, że takie prędkości niestety ludzie rozwijają na zwykłych drogach i jeżdżą nieprzepisowo i to jest niedopuszczalne - dodaje.
"Można to przyrównać do pocisku wystrzelonego z pistoletu"
W rozmowie została poruszona również kwestia bezpieczeństwa i tego, czy przy tak dużych prędkościach można uniknąć tragedii na drodze. Ekspert przyznaje, że jest to możliwe, jednak wymaga to profesjonalnych umiejętności.
Niestety, na drodze można spotkać wielu takich nieodpowiedzialnych kierowców - podkreślił ekspert i apeluje o rozsądek na drodze.
Człowiek, który nie był nigdy na szkole doskonalenia techniki jazdy, nie jeździł na płytach poślizgowych, tylko umie dodać gazu na prostej drodze jest ogromnym niebezpieczeństwem na drodze. Można to porównać do pocisku wystrzelonego z pistoletu, który nie zatrzymuje się, a uderza w dany punkt. Podkreślam, autostrada to nie tor wyścigowy - zaznacza kierowca wyścigowy.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.