W 2014 roku w Ukrainie doszło do krwawego konfliktu, który ciągnie się do dziś. Rosyjscy separatyści właśnie wtedy zaczęli proklamować tzw. samozwańczą Doniecką Republikę Ludową i Ługańską Republikę Ludową. Wybuchł konflikt zbrojny.
Smutna historia Iryny Dovgan rozpoczyna się 8 lat temu, w niedzielę 24 sierpnia. Jest dowodem na brutalność rosyjskich żołnierzy i zwolenników, którzy również teraz podczas wojny w Ukrainie dopuszczają się zbrodni wojennych.
W niedzielę 24 sierpnia 2014 roku chciałam przygotować dla nich [ukraińskich wojskowych stacjonujących na obrzeżach Doniecka - red.] paczkę. Jedzenie, wodę, leki, swetry. (...) Dwa dni wcześniej strona ukraińska próbowała nas odbić, rakieta uderzyła w stojący w ogrodzie orzech - relacjonuje Iryna Dovgan, cytowana przez "Wysokie Obcasy".
Była sama, mąż pomagał choremu ojcu w Mariupolu. Usłyszała jadące auta, wiedziała, że jadą po nią, bo ulice były puste i ciche. Uzbrojeni mężczyźni, rosyjscy separatyści przeszukali mieszkanie, znaleźli sejf i siłą zmusili Irynę do wyjęcia zawartości. Oskarżyli ją o szpiegostwo na rzecz Ukrainy za pomoc żołnierzom walczącym na froncie.
"To pomyłka, pracuję jako kosmetyczka" - próbowałam im tłumaczyć. Wtedy założyli mi na głowę worek, ręce za plecami skuli kajdankami. (...) Znaleźli w pokoju sejf, odsłonili mi oczy, kazali podać kod. Powiedziałam, że nie pamiętam, wtedy jeden uderzył mnie w plecy kolbą karabinu. Od razu sobie przypomniałam - relacjonuje kobieta.
Wynieśli najcenniejsze rzeczy z jej domu. Z sejfu zabrali pieniądze i biżuterię. Następnie zabrali ją do niewoli. "Wrzucili mnie do piwnicy, do celi, jakbym była lalką. Przetrzymywali pięć dni i cztery noce" - wyznała Iryna. Na miejscu była bita, rozbierana, zastraszana. Celowano do niej z broni, kopano po piersiach, brzuchu.
Kazali mi klęczeć na środku pokoju, wymierzali w moją głowę broń. Ale kiedy pociągali za spust, strzelali tuż obok mnie. Jedna z kul otarła się o moje ucho. Od tamtej pory na nie nie słyszę. (...) Próbowałam zakryć głowę, czołgałam się z bólu po podłodze. Błagałam, żeby już mnie zabili.
Trzeciego dnia tortur, separatyści rosyjscy owinęli Irynę ukraińską flagą. Wywieźli do miasta, do Doniecka, gdzie została zlinczowana przez przechodzących tam ludzi. Stała przy słupie, nie miała jak uciec, bo wokół było 15 uzbrojonych mężczyzn.
Po trzech dniach się mną znudzili. Owinęli mnie ukraińską flagą, na głowę założyli mi opaskę na włosy, którą znaleźli u mnie w domu. Kupiłam ją dwa lata wcześniej na mundial Polska - Ukraina. Zawiesili mi na sznurku na szyi tabliczkę: "Ona zabija nasze dzieci i jest agentką", i obwiązaną flagą wsadził do auta.
Następnie przywiązano Irynę do słupa. Stała tak kilka godzin, bita i poniżana głównie przez kobiety. Okazało się, że ukradkiem zostało jej zrobione zdjęcie. "Był tam też mężczyzna z aparatem, ten spod słupa. Było to 28 sierpnia. Zdjęcie, które zrobił mi wtedy ukradkiem, uratowało mi życie. Dziś wiem, że nazywa się Mauricio Lima, jest fotografem, korespondentem wojennym" - powiedziała kobieta.
Fotografia ujrzała światło dzienne, trafiła do zagranicznych mediów, ukazała się w "New York Times". "Piątego dnia nie bili, bo ukazał się na temat tego, co się dzieje w Doniecku, artykuł" - wspomina Iryna.
Sprawa nabrała rozgłosu, organizacje międzynarodowe, kobiece, ONZ żądały mojego uwolnienia.
Udało się, Iryna wyszła na wolność. Wraz z rodziną zamieszkała w Kijowie. Dochodziła do siebie kilka lat. Nigdy nie wróciła do swojego domu, z którego porwali ją rosyjscy separatyści.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.