"Wyborcza" twierdzi, że Jacek Kurski traktuje telewizję TVP jak swój prywatny folwark. Mają o tym świadczyć relacje jego pracowników i korespondencja, której fragmenty opublikowała gazeta.
Ludzi do ochrony prezesa miał werbować były funkcjonariusz GROM Mirosław Orzoł, ps. "Małpa". Gdy po pewnym czasie zdobywają oni zaufanie Kurskiego, coraz częściej wydaje im polecenia osobiście. Wiele z nich ma dotyczyć jego sfery prywatnej.
Kierowca prezesa miał jechać służbowym autem m.in. po czekoladki, które zażyczyła sobie Joanna Kurska. Pracownicy ochrony mają dowozić jej jedzenie i robić zakupy spożywcze.
W ciągu roku zakupy spożywcze żonie prezesa robiłem co najmniej kilka razy. Kiedy była w szpitalu, przed urodzeniem dziecka, niemal codziennie któryś z nas w godzinach pracy zawoził jej obiady. Prezes dawał nam na to prywatną kartę lub gotówkę, ale za paliwo płaciła telewizja. Korzystaliśmy z karty Flota. Można było nią płacić bez limitów, wyłącznie na stacjach Orlenu. Któregoś dnia padło polecenie od prezesa: "Weźcie z Kaprysa [bar w siedzibie TVP przy Woronicza - przyp. red.] dwie kanapki i zawieźcie Asi do domu". Bułki służbowym autem małżonce prezesa zawiózł kierowca. To 20 km w jedną stronę, w godzinach szczytu prawie godzina drogi - opowiada "Wyborczej" Paweł, były ochroniarz Kurskiego.
Ochroniarze prezesa TVP mogą liczyć na dobre zarobki - ok. 11 tys. brutto. Kilka razy w roku dostają również okolicznościowe nagrody w wysokości 3-8 tys. zł. Mogą też liczyć na pakiet socjalny i ochronę medyczną.
Kurscy byli na urlopie. Pracownicy TVP musieli karmić ich kota
"Wyborcza opisuje", że pracownicy TVP muszą zawozić brudne ubrania Kurskich do pralni, bo Joanna "nie używa pralki". Gdy małżeństwo wyjeżdżało na urlop, pracownicy musieli karmić ich kota, a każde wejście do domu meldowali żonie prezesa. Mieli także wozić syna Kurskiego.
Robimy za służących, spełniamy prywatne zachcianki prezesa i jego żony. Każdy zarabia duże pieniądze, do pewnego czasu daje się to znieść, ale na dłuższą metę człowiek w takiej pracy traci do siebie szacunek - opowiada jeden z pracowników z otoczenia prezesa.
Czytaj także: Kaczyński nie może spać spokojnie. Pokazano nowy sondaż
Kurski miał wykorzystywać ochroniarzy także do celów politycznych. "Wyborcza" twierdzi, że od dwóch pracowników dowiedziała się, że prezes TVP kazał przed wyborami prezydenckimi śledzić Rafała Trzaskowskiego.
Jeden z pracowników musiał również czekać na dziennikarkę przed redakcją "Wyborczej", by zrobić jej zdjęcie. Chodzi o sprawę, którą TVP wytoczyła Agorze i Agnieszce Kublik o naruszenie dóbr osobistych. Dziennikarka nie stawiła się w sądzie, ale przedstawiła zaświadczenie o urlopie i wnosiła o przesłuchanie jej w innym terminie. Wówczas sąd odroczył termin rozprawy.
Jacek Kurski był wtedy w sądzie z ochroniarzem. Nieobecność pozwanej wytrąciła go z równowagi. Na sali sądowej insynuował, że jej urlop to fikcja - powiedział Piotr Rogowski, prawnik reprezentujący Agorę.
Przypominam sobie tę sprawę. Tego dnia nie było mnie w sądzie. To była usprawiedliwiona nieobecność. Wykorzystywanie przez prezesa Kurskiego pracowników TVP do śledzenia dziennikarzy (i to wszystko jedno, swoich czy innych mediów), to niebywały skandal. Ale mnie nie dziwi, to w jego stylu, śledzili przecież Tomasza Lisa i Krzysztofa Czabańskiego - skomentowała Agnieszka Kubik.
Zobacz także: Wygrał z Kaczyńskim. Dziwi go jedna rzecz
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.