Iwona Wieczorek zaginęła w lipcu 2010 roku. Po raz ostatni została zarejestrowana przez kamery przy wejściu nr 63 na plażę w Gdańsku Jelitkowie i od tego czasu ślad po niej zaginął. Nadal nie podano oficjalnych wyników śledztwa ani nie odnaleziono ciała dziewczyny.
Kolejny świadek ws. Wieczorek
O tej sprawie znów zrobiło się głośno w zeszłą sobotę, kiedy gdańska policja opublikowała film z wizerunkiem mężczyzny, który może wiedzieć coś na temat zaginięcia Iwony Wieczorek. Nagranie pochodziło z materiału demaskującego naciągaczy stosujących grę "w trzy kubki".
Mężczyzna, którego wizerunek widać było na nagraniu, szybko się znalazł - sam zgłosił się na policję. Siedział na komisariacie do późnych godzin nocnych i został przesłuchany jako świadek w sprawie. Udział w przesłuchaniu wzięli m.in. funkcjonariusze z Archiwum X, którzy wyjaśnia sprawę Iwony Wieczorek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Kolejny puzzel układanki"
Marek Dyjasz, były dyrektor biura kryminalnego Komendy Głównej Policji, który zajmował się sprawą zaginięcia Iwony do 2012 r. w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" nie kryje satysfakcji z powodu odnalezienia kluczowego świadka. - To bardzo dobrze, bo kolejny puzzel układanki jest na właściwym miejscu - mówi.
Nie kryje jednak jednocześnie zdziwienia z tego powodu, że mężczyzna odnalazł się dopiero po 12 latach. - Może był za granicą? A może naraził się komuś i nie chciał się ujawniać? Możliwości jest wiele. Mężczyzna ten był szukany już wiele lat temu. Zakładaliśmy, że może być kluczowym świadkiem - zastanawia się Dyjasz.
"Sprawca niezaplanowanej zbrodni był jeden"
Były policjant odniósł się też do faktu, że mężczyzna został jedynie przesłuchany jako świadek. Zapewnia, że funkcjonariusze nie mieli żadnych podstaw, aby zatrzymać mężczyznę czy postawić mu zarzuty. Uważa jednak, że Iwona została zamordowana, a sprawca zbrodni był jeden.
- Coś musiało się wymknąć spod kontroli. Może była dramatyczna rozmowa i doszło do zdarzenia, którego nie spodziewali się zarówno Iwona, jak i sprawca - mówi, dodając, że "błędów popełnionych na początku tej sprawy nie dało się później uzupełnić". Czas działał na niekorzyść, a zawsze najważniejszych jest pierwszych 48 godzin. - dodał.