Zmiany proponowane przez ministrę ds. edukacji, Barbarę Nowacką nie spotkały się z aprobatą środowisk katolickich.
Od wakacji w wielu miastach organizowane są pikiety w obronie statusu quo dla tego przedmiotu, a katecheci sprzeciwiają się otwarcie zmniejszeniu godzin religii w szkołach, ich organizacji na początku lub końcu zajęć czy wręcz przeniesieniu do salek katechetycznych poza terenem szkoły.
Okazuje się jednak, że nie chodzi jedynie o wymiar duchowy katechezy, na który dotychczas powoływał się Kościół Katolicki upatrując w nim fundament moralny czy wręcz jedyną drogę do nauki norm etycznych w szkołach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gazeta Wyborcza dotarła do rozmów, jakie na zamkniętych grupach toczą nauczyciele katechezy. Z przytoczonych cytatów nasuwają się wnioski, że katecheci nie tylko martwią się o moralność swoich uczniów bez odpowiedniej edukacji, ale także o swoje zarobki. Przyznają też wprost, że religia służyła przez lata do podnoszenia średniej na świadectwie.
Jedna z katechetek na pytanie o to, dlaczego uczniowie wypisują się z lekcji religii odpowiada wprost: bo mogą. Kolejna mówi o swoich obawach, że jeśli religia wróci do salek, to rodzicom nie będzie chciało się do nich przyprowadzać dzieci. Inna z katechetek pisze wprost:
Mam raz na miesiąc spotkania z młodzieżą, przygotowującą się do bierzmowania i oczywiście przychodzą, ale tylko dlatego, że mają mieć podpis. Inaczej bym może miała na spotkaniu 1-2 z 12 osób.
Inny z nauczycieli przyznaje, że gdy uczniowie się dowiedzieli, że ocena z religii nie będzie wliczana do średniej, sporo osób się ucieszyło, że już mogą się wypisać. Katecheci nie kryją też w zamkniętych rozmowach, że boją się o swoje zarobki. Piszą o ministerialnym spisku i powrocie komuny.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.