Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Wyobraźmy sobie województwo mazowieckie, tylko zamieszkane przez 23,5 mln ludzi. W dodatku uprzemysłowione tak, że cały świat zależny jest od jego rozwiązań w zakresie nowoczesnych technologii. Dodajmy do tego zagrożenie inwazją 2,5-milionowej armii ze strony najbliższego sąsiada. Taka jest dziś sytuacja Tajwanu.
Tajwan - nazywany dziś oficjalnie Republiką Chińską - nie uznaje zwierzchności Chin i prezydenta Xi Jinpinga. Rządzony dziś przez prezydentkę Tsai Ing-wen jest największym na świecie producentem półprzewodników - technologii, na której opierają się procesory we wszystkich telefonach i komputerach świata.
Czytaj też: Bombowce nad Tajwanem. Nowa wojna wisi na włosku
Dlatego też Chiny, które traktują wyspę jak zbuntowaną prowincję, robią wszystko, by znieść jej deklarowaną niepodległość. W listopadzie 2021 r. w Wilnie powstało oficjalne przedstawicielstwo dyplomatyczne Tajwanu. Doprowadziło to do dużego konfliktu dyplomatycznego między Litwą a Chinami.
Ale Chiny uprzykrzają życie maleńkiej wyspie nie tylko w sposób dyplomatyczny. Władze Tajwanu - oraz USA, które otwarcie wspierają niepodległościowe dążenia wyspy - realnie obawiają się chińskiej inwazji. W maju z wizytą w Japonii i Korei przebywał prezydent Joe Biden. Jego słowa nie pozostawiały wątpliwości: USA będą bronić Tajwanu, nawet jeśli będzie trzeba użyć siły. A zagrożenie to jest realne.
Komandor Kai-Hsun: Trzy wymiary zagrożenia
W rozmowie z o2.pl komandor Shen Kai-Hsun wskazuje trzy główne aspekty zagrożeń. Mówi, że wrogie akcje ze strony Chin skupiają się dziś na wtargnięciach w tajwańską przestrzeń powietrzną, naruszeniach terytorium wodnego i cyberatakach.
W 2020 r. odnotowano 380 naruszeń przestrzeni ADIZ (Air Defence Identification Zone, czyli Strefa Identyfikacyjna Obrony Powietrznej - przyp. red.). Rok później liczba ta zwiększyła się już do 950 przypadków. Intensywne naruszanie naszej przestrzeni powietrznej wywołuje duże napięcie w naszej obronie powietrznej i jest uważane za akt wrogości - tłumaczy Kai-Hsun.
Kai-Hsun jest dowódcą Flotylli Sektora Północnego Straży Przybrzeżnej (oficjalna nazwa to Coast Guard Administration; CGA) Tajwanu. Pod pozornie niewinną nazwą kryje się silna, dobrze wyposażona formacja. To ponad 200 jednostek: niedużych, szybkich kutrów i łodzi patrolowych mających zabezpieczać otaczające wyspę akweny.
Piaskowa wojna
A zagrożenie morskie jest niebagatelne. Jak przekonuje Kai-Hsun, oprócz aktów agresji w przestrzeni powietrznej codziennie dochodzi do wrogich działań chińskich na morzu. Jednym z nieoczekiwanych aspektów takiej aktywności jest... wojna o piasek. Nazwa może brzmi zabawnie, jednak dla Tajwańczyków zabawna nie jest.
Jak opisuje magazyn "Foregin Policy", pod koniec kwietnia Straż Przybrzeżna Tajwanu otrzymała nową jednostkę. To fregata Hsinchu o wyporności 4000 ton. Ma być jedną z form odpowiedzi Tajwanu na agresywne działania Chin, polegające na wybieraniu piasku na wodach Tajwanu. Rabunkowa działalność przynosi duże straty Tajwanowi. Prowadzi też do degradacji środowiska naturalnego.
Tym również zajmuje się CGA. I potrzebuje kolejnych jednostek. W ciągu ostatnich kilku lat na Wyspach Matsu - tajwańskim terytorium położone blisko wybrzeży Chin - pojawiają się niepożądani "goście". To koparki z załogami, które przybywają na wody u wybrzeży wysp, aby pobierać tajwański piasek. W 2020 roku Tajwan wydalił ze swoich wód prawie 4 tys. chińskich pogłębiarek i statków transportujących piasek. To skok o 560 (!) proc. w stosunku do roku 2019.
Morska szara strefa
Wszystko to odbywa się w niejasnej sytuacji międzynarodowej. Tajwan nie należy do organizacji takich jak ONZ, przez wiele państw nie jest oficjalnie uznawany za niepodległy. Doprowadziło to do powstania czegoś, co określa się "szarą strefą bezpieczeństwa": ani to wody terytorialne, ani międzynarodowe, dlatego trudno jednoznacznie mówić o zagrożeniu.
U północno-zachodnich wybrzeży Tajwanu codziennie pojawiają się nielegalnie dziesiątki chińskich statków rybackich. Na wodach w pobliżu Mazu często działają nielegalne pogłębiarki, a u wybrzeży południowo-zachodnich operuje chińska, morska gwardia narodowa i rządowe jednostki naukowo-badawcze. Wszystkie te działania uznajemy za część chińskich zachowań w "szarej strefie". Do tego okręty Chińskiej Straży Przybrzeżnej i Marynarki Wojennej również często odbywają rejsy po wodach Tajwanu - tłumaczy Kai-Hsun.
Propaganda i walka w cyberprzestrzeni
Trzecią sferą chińskiej aktywności jest wreszcie płaszczyzna cyberbezpieczeństwa. Komandor Kai-Hsun tłumaczy, że polem tej aktywności są psychologiczne działania w cyberprzestrzeni. Za pośrednictwem takich platform, jak Facebook, YouTube czy Instagram Chińczycy rozsiewają propagandę. Przekonują, że nie mają sensu tajwańskie zbrojenia, bo w razie wojny Chiny i tak będą dominować w Cieśninie Tajwańskiej. Działania takie finansuje Pekin. Tajpej odpowiada na to monitoringiem internetu w celu wychwytywania chińskiej propagandy.
Samoloty, okręty, czołgi
Tajwan ma także regularną armię. I to dobrze wyposażoną, modernizowaną i rozwijaną. We współpracy z Amerykanami, rzecz jasna. Ci nie żałują środków na obronę wyspy. Traktują ją bowiem jak swój niezatapialny "lotniskowiec" u wybrzeży Chin. Podobnie zresztą jak Japonię. Z terenów tych państw można wykonywać loty, a gdyby doszło do wojny - także planować bombardowania Chin, które dla kolejnych administracji USA są przeciwnikiem strategicznym.
W przypadku zagrożeń powietrznych i morskich Tajwan konsekwentnie pracuje nad wzmocnieniami sprzętu i siły żywej. Zarówno pod względem ilościowym, jak i jakościowym. W toku jest modernizacja naszych myśliwców F-16, tak samo jak prowadzone przy pomocy tajwańskiego przemysłu badania i rozwój nowych okrętów, np. fregat. Na szczęście rząd USA stale zapewnia wojskowe wsparcie, np. czołgi Abrams oraz szkolenia - mówi oficer.
Wzmacniane są także, jak mówi, zdolności morskie. Tajwan pracuje nad rozwojem własnych okrętów podwodnych w programie IDS (Indigenous Defense Submarine), czyli pozyskania okrętów podwodnych o napędzie konwencjonalnym, spalinowo-elektrycznym. Wspomagają ich w tym Amerykanie.
Cztery lata temu prezydent Donald Trump zatwierdził transfer technologii, by Tajwańczycy mogli budować okręty podwodne. Ale tak czy inaczej potrzebna będzie im międzynarodowa kooperacja. Oferty złożyli m.in. Hindusi, Japończycy i Francuzi. Wzmacniane i rozwijane są także tajwańskie zdolności nawodne.
Najnowsze we flocie nawodnej są nieduże jednostki rakietowe typu Anping. Okręty o wyporności 600 ton są zdolne do przenoszenia rakiet przeciwokrętowych. W maju odbył się pierwszy pomyślny test odpalania pocisków.
Tego typu szybkich kutrów planuje się zbudować w sumie 12. Tymczasem program budowy okrętów Straży Przybrzeżnej, o wiele większych, o wyporności 4000 ton, wyposażonych np. w medyczne sale operacyjne. Trwa również program zamówień małych jednostek, które mają zastępować starsze okręty - podsumowuje Kai-Hsun.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl