Wraz z trzema innymi członkami organizacji chciał wysadzić dworzec kolejowy w Bonn. Za nieudolną próbę z 2012 r. jego towarzysze usłyszeli wyroki od 9 do 12 lat więzienia. Marco G. próbował tez zamordować jednego z lokalnych polityków, dlatego jego wyrok był tak wysoki.
Bomba mogła zabić nawet kilkaset osób. Śledczy ustalili, że ładunek był wystarczająco duży, by zdemolować większą część tamtejszego dworca. Ładunek nie wybuchł tylko dlatego, że jego zapalnik był niedbale zbudowany i w czasie transportu uległ uszkodzeniu.
Oskarżeni są nieludzkimi terrorystami. Są ekstremalnie niebezpieczni i gotowi do popełniania obrzydliwych zbrodni - grzmiała Duscha Gmel, prokurator oskarżająca niedoszłych zamachowców.
Próbowali się bronić tłumacząc, że do żadnej tragedii nie doszło. Sąd jednak nie dał za wygraną. Na niekorzyść skazanego na dożywocie działały także okrzyki "Allahu Akbar", które wydawał podczas rozprawy.
To, że nikomu nic się nie stało nie wynika z ich działania. W przypadku bomby z Bonn możemy jedynie mówić o szczęśliwym zbiegu okoliczności - odpowiadała prokurator Gmel.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.