Alkohol, korzystanie z usług męskich prostytutek, praktyki homoseksualne i wreszcie – molestowanie – to tylko zalążek tego, w czym udział miał brać bliski współpracownik kardynała Stanisława Dziwisza. Ks. Mirosław Król do niedawna był znanym i szanowanym człowiekiem wśród amerykańskiej Polonii.
No właśnie - do niedawna. Renoma Króla zmieniła się, kiedy trzech mężczyzn oskarżyło go o napaści na tle seksualnym. Sam Król wszystkiemu stanowczo zaprzecza. W reportażu TVN24 "KRÓLestwo" dziennikarz Marcin Gutowski nagłośnił sprawę skandalu obyczajowego w szkole prowadzonej przez polskiego duchownego.
Do oburzających nadużyć miało dochodzić w polonijnej szkole w Orchard Lake w stanie Michigan w USA, której Król jest rektorem. Sprawa zyskała duży rozgłos w Stanach Zjednoczonych. 13 grudnia dwóch polskich księży i muzyk z Chicago złożyło pozew federalny przeciwko polskiemu duchownemu. Ich wstrząsające zeznania są szeroko komentowane w amerykańskich mediach.
Oskarżenia o molestowanie. "Włożył mi rękę w spodnie"
Jeden z oskarżycieli, który pracował w organizacji kierowanej przez ks. Mirosława Król w Orchard Lake, zeznał, że Król kiedyś nagle włożył mu rękę w spodnie i złapał za przyrodzenie. Takie incydenty podobno miały się kilkukrotnie powtarzać.
Ofiarą podobnej sytuacji miał być muzyk zatrudniony przez ks. Mirosława Króla do pracy w Orchard Lake. Duchowny miał wielokrotnie zapraszać go do swojego łóżka, a pewnego razu "wskoczył mu na kolana i całując jego szyję i usta próbował włożyć rękę w jego spodnie" – brzmi treść pozwu. Król miał także próbować masturbować się przy mężczyźnie i prosić go o seks.
Drugi ksiądz z kolei opisał sytuację, kiedy ks. Mirosław podobno składał mu seksualne propozycje, a kiedy się na nie nie zgodził, duchowny rzekomo "zaczął wysyłać mu obraźliwe SMS-y i obwiniać go za błędy, których nie popełnił" - podaje "Fakt".
"Kazał mi płacić za męską prostytutkę"
Jeden z oskarżających księży wspomniał także bulwersujący incydent, kiedy pijany Król szantażem miał zmusić młodego duchownego do zawiezienia go do baru dla gejów. Królowi miał towarzyszyć wówczas jeszcze inny pijany ksiądz.
Do sytuacji miało dojść w czerwcu 2019 roku. Według zeznań młodego kapłana, po wizycie w lokalu duchowni udali się do motelu, gdzie rzekomo czekała na nich męska prostytutka. Jakby tego było mało, przełożony miał poprosić młodego księdza, by zapłacił za niego za usługi seksualne.
"Chciało mi się wymiotować"
"Fakt" dotarł do innego duchownego, pracującego w szkole prowadzonej przez oskarżanego księdza. "Kiedy pierwszy raz o tym usłyszałem, chciało mi się wymiotować" - powiedział w rozmowie z portalem pragnący zachować anonimowość ksiądz.
Duchowny wyznał, że stosunki homoseksualne między klerykami były w tej szkole na porządku dziennym i nikt się z tym nie krył. "Wiedzieli o tym prawie wszyscy, nawet sprzątająca u nas pani Basia z Polski" – dodał. Anonimowy rozmówca zapewnił także, że Król w rozmowie z nim zarzekał się, że jest niewinny.
Wiem, że jest teraz bardzo roztrzęsiony. To w końcu on realizuje w Ameryce testament świętego Jana Pawła II. W rozmowie ze mną wręcz oskarża swoich oskarżycieli. Utrzymuje, że jego oskarżyciele sami są homoseksualistami, którzy zmówili się, by go oskarżyć. To jego linia obrony - powiedział ksiądz.
Król ma podobno tłumaczyć, że jego oskarżyciele są motywowani przez pieniądze. Jeśli bowiem zostanie mu udowodniona wina, ofiary otrzymają wysokie odszkodowanie. Okazuje się także, że zanim sprawa trafiła do sądu, szkoła ks. Króla podobno zaoferowała oskarżycielom ok. 200 tys. zł w ramach "ugody". Mężczyźni jednak nie przystali na tę propozycję - poinfomował anonimowy ksiądz.
Wszystkie oskarżenia są nieprawdziwe, czekam na rozprawę sądową i jako ksiądz katolicki wierzę, że prawda zwycięży – powiedział "Faktowi" ks. Mirosław Król.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.