To miał być sukces rosyjskiej armii i dowód na to, jak dobrze strzeże granic Federacji Rosyjskiej. Media informowały o potyczce z grupą dywersantów, która przedostała się z Ukrainy na teren obwodu biełgorodzkiego i dotarły do miasta Szebekino. Tam mieli pokonać wrogów żołnierze z Rosji, którzy pokazali palący się pojazd.
Gdy Rosjanie pękali z dumy, chwaląc się zabiciem ośmiu przeciwników, internauci od razu zdemaskowali spisek i wyjaśnili, skąd pochodzi materiał. To stare zdjęcia wykonane przez Ukraińców, którzy dopadli rosyjski konwój gdzieś na froncie. W ten sposób można wytłumaczyć, dlaczego pojazd ma na boku namalowaną niesławną literę "Z".
Rosyjska propaganda znów zaliczyła potężną wpadkę. Nie pierwszą oczywiście.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rosyjskie wojsko na gwałt potrzebuje sukcesów na polu walki i dowodów na to, że jest w stanie poradzić sobie na wojnie. Tych za wiele nie ma, Ukraińcy nie pozwalają agresorom na wiele, więc sukcesy trzeba wymyślić. I zainscenizować tak, by ludzie w kraju mieli poczucie, że są bezpieczni. Trzeba to jednak robić dobrze i z klasą.
A rosyjska propaganda tego nie potrafi, czego dała kolejny twardy dowód.
Najpierw pojawiła się informacja, że partyzanci z Ukrainy zaatakowali w obwodzie biełgorodzkim. I że rosyjska armia zabiła ośmiu napastników oraz zniszczyła ich pojazd w okolicach Szebekina. Na dowód pokazano wideo, na którym płonie maszyna wojskowa z literą "Z" wymalowaną na burcie. Skąd takie oznaczenie? Ukraińcy mieli "udawać" Rosjan.
Szybko okazało się, że to stary materiał, który skradziono Ukraińcom. Faktycznie zatrzymano atak, ale to Siły Zbrojne Ukrainy zlikwidowały okupantów i pokazały wrak ich pojazdu. Internauci zauważyli, że na filmie wyraźnie słychać, jak ktoś mówi po ukraińsku i wyzywa Rosjan od "raszytów", kierując w ich stronę sporo wulgaryzmów.
To nie koniec, bo do wiadomości odniosły się regionalne władze w Biełgorodzie.
Gubernator obwodu biełgorodzkiego Wiaczesław Gładkow zaprzeczył, by na granicy z Ukrainą miały miejsce jakieś incydenty zbrojne. Zapewnił, że doniesienia o "ukraińskiej grupie dywersyjnej" to kłamstwa i że ktoś przesadził z informacjami o potyczce. Czyli że jest bezpiecznie, co dla niego jest kluczową wiadomością.
Sęk w tym, że propaganda przedstawiła to zupełnie inaczej. I chyba po raz kolejny Rosjanie zwyczajnie się nie dogadali co do kłamstw przekazywanych światu.