Zamiast na Głębię Gotlandzką, gdzie miały trafić po wojnie niebezpieczne substancje, radzieccy żołnierze część toksycznych ładunków w drewnianych skrzyniach wyrzucili po drodze w losowych częściach Morza Bałtyckiego.
W efekcie niebezpieczne materiały do dziś znajdują się m.in. w pobliżu Trójmiasta, Słupska czy wyspy Bornholm, gdzie osiadły na dnie. Jak informuje Politechnika Wrocławska, szczególnie dużo pozostałości znajduje się w rejonie Głębi Gdańskiej oraz Głębi Bornholmskiej.
Wciąż jednak brakuje pieniędzy na projekty związane z czyszczeniem Bałtyku, choć eksperci alarmują o tym od lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Z problemem od lat zmagają się naukowcy, wojsko oraz różnego rodzaju organizacje. W lutym wystartował projekt "MUNIMAP: Baltic Sea Munition Remediation Roadmap", w ramach którego opisany zostanie cały proces: wyznaczania osób do odnalezienia amunicji, oszacowania ich wpływu na środowisku, wyciągnięcia ich oraz zniszczenia - pisze Gazeta Wrocławska.
Na walkę z problemem grant otrzymał także doktorant Politechniki Wrocławskiej Dawid Kramski. Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej w ten sposób chce wesprzeć działania na rzecz Bałtyku.
Składowiska broni chemicznej z czasów II wojny światowej stanowią znaczące źródło arsenu w wodach i osadach dennych. Arszenik, pochodzący z rozkładającej się broni chemicznej, jest poważnym zagrożeniem dla ekosystemu morskiego i zdrowia ludzkiego – mówi Dawid Kramski w rozmowie z Gazetą Wrocławską.
Naukowiec wpadł na pomysł usuwania toksyn przy pomocy druakrek 3D. Ten innowacyjny pomysł opisał w swojej pracy. Chodzi o usuwanie metali ciężkich za pomocą modyfikowanych struktur drukowanych z polimerów.
Odpowiednie właściwości materiału spowodują interwencyjne lub permanentne pochłanianie zanieczyszczenia wód morskich, co według mnie stanowi alternatywę dla dotychczasowych stosowanych metod, polegających na wydobywaniu i niszczeniu zatopionej broni chemicznej – tłumaczy na łamach "Gazety Wrocławskiej" naukowiec.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.