Napięcie na Bliskim Wschodzie rośnie. W sobotni wieczór w stronę Izraela poleciały wystrzelone z Iranu rakiety, pociski balistyczne i drony. Obie strony mogą się czuć usatysfakcjonowane. Iran — bo Izrael otrzymał uderzenie odwetowe za zabicie irańskich oficerów. Izrael — bo uderzenie Iranu nie okazało się niczym więcej niż demonstracją siły.
Ale układanka bliskowschodnia jest o wiele bardziej skomplikowana. Sieć zależności między krajami jest gęsta i mniej oczywista, niż się wydaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zarówno Chiny, jak i Rosja są zainteresowane podgrzewaniem sporu, choć same kraje współpracują z Iranem. Wszystkie trzy państwa łączy sieć zależności gospodarczych, handlowych i militarnych. Eksperci jednak są sceptyczni co do rangi tej współpracy.
Ambasador: Nie przeceniajmy współpracy
Jednym z najlepszych specjalistów ds. Iranu w Polsce jest Juliusz Gojło, który przez siedem lat był on ambasadorem RP w tym kraju. W rozmowie z o2.pl przekonuje, by nie nadawać tej współpracy dużego znaczenia, choć komentarze o jej istnieniu są liczne.
Dla Teheranu to "nie jest partnerstwo". Ani z Moskwą, ani z Pekinem. To raczej współpraca z doskoku, działanie taktyczne, a nie strategiczne, wykorzystywana jako argument w dyskusji z Zachodem - tłumaczy dyplomata.
Wyjaśnia, że zbyt duże są dysproporcje polityczne i gospodarcze między Iranem, Chinami i Rosją, by współpraca funkcjonowała na zasadach równorzędnego partnerstwa. Najmocniejszym łącznikiem pomiędzy nimi jest właściwie sprzeciw wobec unipolarnego modelu świata, na czele z USA. Każdy z tych krajów dąży inaczej do tego, by model ten zakwestionować. Iran i Chiny, inaczej niż Rosja, nie dążą do zmiany modelu stosunków międzynarodowych na drodze konfliktu zbrojnego.
Irańczycy mogą być niezadowoleni z tego, w jaki sposób działa ONZ. Ale już Chiny, które są stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, takiej percepcji nie mają. Inaczej też ład światowy, w tym ONZ, postrzegają Rosjanie, którzy zdecydowali się go zakwestionować rozpętując wojnę z Ukrainą. Mówiąc prościej, Iran ma zupełnie inną perspektywę do działania niż Rosja czy Chiny - mówi amb. Gojło.
Naloty, rakiety, wojna? "Eskalacji konfliktu nie będzie"
Jego zdaniem eskalacji konfliktu na linii Tel Awiw — Teheran nie będzie. Irańczycy osiągnęli swoje cele – a było to zademonstrowanie możliwości odpowiedzi zbrojnej. Ich placówka dyplomatyczna została zbombardowana, zginęli ludzie, Iran musiał jakoś zareagować.
Istnieje też pewien precedens historyczny dotyczący irańskiej reakcji na podobny incydent. W 1998 r. doszło do zabójstwa przez Talibów personelu dyplomatycznego w irańskim konsulacie w Afganistanie.
Irańczycy przedstawili wówczas Szwecji, która przewodniczyła Radzie Bezpieczeństwa ONZ, swoje żądanie, by potępiła atak i zabójstwo irańskich dyplomatów. I tak się stało. Szwecja doprowadziła do potępienia ataku na konsulat, co było rażącym naruszeniem Konwencji Wiedeńskiej. Chociaż armia irańska stała na granicy z Afganistanem, do odwetu nie doszło. Potępienie ze strony Rady Bezpieczeństwa ONZ zapewniło Iranowi wyjście z twarzą bez uciekania się do działań wojennych.
Nie oznacza to, że również dzisiaj podobne działanie pozwoliłoby uniknąć rakietowego odwetu ze strony Teheranu. Tym razem jednak kluczowe mocarstwa w RB ONZ sprzeciwiły się potępieniu izraelskiego ataku na irański konsulat w Damaszku, pomimo że było to rażące naruszenie prawa międzynarodowego. Irańczycy sugerowali – twierdzi analityk Uniwersytetu Johna Hopkinsa Trita Parsi, którego przywołuje ambasador Gojło - że gdyby RB ONZ potępiła Izrael, Teheran mógłby powstrzymać się od odwetu.
Amerykanie mówią "stop"
Ambasador zwraca uwagę także na reakcję Amerykanów. Przypomina, że prezydent Joe Biden oznajmił, iż oczekuje od Izraela powstrzymania się przed kolejnymi krokami odwetowymi wobec Iranu. Oznacza to, że reakcja Iranu została uznana w pewnym sensie za uprawnioną.
Mówiąc kolokwialnie, obie strony "wypłaciły sobie po razie" i na ten moment odskoczyły od siebie. To trochę rzadka w polityce sytuacja win-win, choć nie do końca symetryczna. Izrael zabił oficerów Korpusu Strażników Rewolucji, Iran w odwecie zbombardował Izrael, ale - oczywiście w mojej ocenie - było to działanie przede wszystkim na użytek wewnętrzny, obliczone na pokazanie irańskiemu społeczeństwu "patrzcie, mogliśmy to zrobić i zrobiliśmy!". Przypomnę, że większość pocisków i rakiet irańskich przeleciała nad terytorium Iraku i Syrii, gdzie Amerykanie mają duże zdolności rozpoznawcze. Łatwo byli w stanie obliczyć trajektorię, wiedzieli, gdzie spadną te pociski. Trudno oczekiwać, by nie poinformowali o tym Izraelczyków - mówi dalej dyplomata.
Iran coś wygrał, Izrael coś przegrał
Amb. Gojło zwraca uwagę na coś innego. Iran użył uzbrojenia, wartego ok. 110 mln dolarów. Izrael tylko w ciągu jednego dniu wydatkował na przeciwdziałanie uzbrojenie o wartości około 1 mld dolarów. Dysproporcja jest więc olbrzymia. Był to - co istotne - pierwszy bezpośredni atak Iranu na Izrael. Dodatkowo Irańczycy rozpoznali systemy obrony powietrznej, jego możliwości i mocne punkty relatywnie niewielkim kosztem.
Czytaj też: Atak Iranu zakończony? Jasny sygnał z Teheranu
Mimo to, przy całej niechęci do Iranu, ze strony wielu z jego sąsiadów w ostatnich dniach doszło do faktycznej deklaracji wsparcia dla Teheranu. Trzy dni temu Turcja – członek NATO i sojusznik USA – odmówiła żądaniu Waszyngtonu wykorzystania użycia jej przestrzeni powietrznej do ewentualnych ataków na Iran. Podobne deklaracje złożyły Kuwejt, Jordania i Katar.
"Oś zła"* czy pragmatyczny sojusz z rozsądku?
Analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych Marcin Przychodniak przekonuje, by nie przeceniać współpracy Iranu, Rosji i Chin. Wszystkie te trzy państwa, jak tłumaczy, łączy rozwój sytuacji mającej osłabić USA. Chińczycy korzystają na tym, co robi Iran. Dlatego też w polityce, którą prowadzą, nie komentują dość agresywnego zachowania Iranu, tylko przechodzą do krytyki poczynań Izraela i USA.
Nie zakładałbym daleko posuniętej koordynacji współpracy. Przynajmniej na linii Teheran-Pekin. Być może jest ona mocniejsza na linii Pekin-Moskwa. Tu działania mogą być bardziej uzgadniane. Wysłannicy Rosji i Chin przedstawiali podobną narrację na arenie międzynarodowej po ataku Hamasu z 7 października - mówi w rozmowie z o2.pl.
Iran, jak tłumaczy, chce być przede wszystkim dużo bardziej niezależny. Chinom z kolei zależy na pewnej destabilizacji regionu, a w tym przypadku Iran jest tu głównym rozgrywającym. Chiny nie chcą jednak regularnej wojny, dlatego w ocenie Pekinu eskalacja napięcia nie powinna przekroczyć pewnego poziomu. Na pewno jednak ten atak Teheranu mieścił się w tym, czego mógłby sobie życzyć Pekin. Jednak możliwości wpływu Pekinu na Teheran są ograniczone.
Dla Chin kluczowym elementem zainteresowania na Bliskim Wschodzie jest aspekt ekonomiczny. Chińczycy wspierali państwa arabskie, brali udział w rozmowach negocjacyjnych dookoła Iran Deal. Może nie jako strona wiodąca, ale jednak. Również, podtrzymując relacje z Izraelem - głównie w zakresie nowoczesnych technologii - byli mocno propalestyńscy, czy szerzej: proarabscy - konkluduje Przychodniak.
*George W. Bush w orędziu prezydenckim z 29 stycznia 2002 roku wygłosił, że Iran z racji agresywnej polityki zagranicznej i dążenia do produkcji broni masowego rażenia oraz wspierania międzynarodowego terroryzmu należy, wraz z Irakiem i Koreą Płn. do państw "osi zła".