Do redakcji "Faktu" zgłosiła się jedna z czytelniczek gazety. Na łamach dziennika kobieta opowiedziała swoją historię.
Z przekazanych informacji wynika, że 33-latka z Łodzi cierpi na bruksizm, czyli nawykowe, nieświadome zaciskanie i zgrzytanie zębami w nocy.
To z kolei powoduje szybsze ścierania się ich. Przez co łatwiej się psują i są bardziej narażone na próchnicę. Łodzianka uskarża się przez to też na poranne bóle głowy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie chcę być szczerbata przed 40-stką"
Wszystko rozpoczęło się pod koniec 2022 r., kiedy to kobieta trafiła na przegląd zębów. Wówczas od dentystki usłyszała: "Co się stało? Pani zęby są w fatalnym stanie. Poprzednio, kiedy się widziałyśmy, nie było aż tak źle".
W związku z tym lekarka wysłała ją na tomografię komputerową szczęki. Badanie potwierdziło przypuszczenia o zgrzytaniu zębami i spowodowanym nim stratami.
Od razu zaczęłam "maraton" ratowania zniszczonych zębów. Nie chcę być szczerbata przed 40-stką! - powiedziała w rozmowie z "Faktem".
Choroba zżera jej zęby i pieniądze
Z obliczeń kobiety wynika, że do tej pory na leczenie zębów wydała 7 tys. 900 zł. A to jeszcze nie koniec.
Jak przekazała w rozmowie z dziennikarką gazety, samo uratowanie jednego zęba, który był w najgorszym stanie, kosztowało ją 2 tys. 200 zł. "W jego przypadku za skomplikowane leczenie zachowawcze ze znieczuleniem dała prawie 600 zł. Reszta pieniędzy to koszty odbudowy korony zęba" - czytamy.
To i tak niewiele, bo gdyby próchnica wżarła się głębiej, to musiałabym liczyć się albo z leczeniem kanałowym za ponad 1 tys. zł, albo z jego ekstrakcją i koniecznością wstawienia sobie nowego za kolejne kilka tys. zł - mówi "Faktowi".
Musiałam też wstrzyknąć sobie botoks w szczękę, aby przestała mi się tak zaciskać i nie siała dalej zniszczeń. Wydałam na to 1 tys. zł. Kiedy zaczął działać, w końcu zaczęłam się wysypiać i wstawać bez okropnego bólu głowy - wyjaśnia.
Czytaj również: Tak leczą zęby na Wyspach. Lepiej usiądźcie
"Przez łzy śmieję się, że będę miała samochód w szczęce"
Schorzenie, na które cierpi łodzianka, spowodowało odsłonięcie szyjek zębowych. Za jedno wypełnienie płaci u dentysty 300 zł, a do zrobienia zostało jeszcze 7. Więc dalsze leczenie uszczupli jej portfel o kolejne ponad 2 tys. zł.
To jednak nie koniec wydatków na ten rok. Kobieta będzie musiała udać się do specjalisty, aby ponownie wstrzyknąć sobie botoks w szczękę, gdyż po około 10 miesiącach do roku przestaje działać.
Po zakończonym leczeniu czeka ją także zamówienie specjalnej nakładki do spania - znów kilkaset złotych. Do tego dochodzi jeszcze aparat ortodontyczny na dolne i górne zęby. W zależności od tego, na jaki się zdecyduje (metalowy czy ceramiczny) samo jego założenie uszczupli jej budżet o nawet 7 tys. zł. - informuje gazeta.
W rozmowie z dziennikiem kobieta nie kryła żalu. - Przez łzy śmieję się, że będę miała samochód w szczęce. Ale najgorsze, że praktycznie nic z tych rzeczy nie mogłabym zrobić na NFZ... - wyznała.
Czytaj więcej: Zrobiła sobie zęby po taniości. Straciła je po 24 godzinach
Źródło: "Fakt"
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.