Sprawa dotyczyła wydarzeń z 2019 roku, kiedy to leśnicy wypowiedzieli Cimoszewiczowi umowę dzierżawy leśniczówki, należącej do Lasów Państwowych. Według ówczesnych doniesień "Gazety Polskiej", wyprowadzając się z obiektu, obecny europoseł miał "zabrać ze sobą piec, poszycie budynku gospodarczego, framugi w drzwiach oraz oknach, gniazdka i kontakty elektryczne, a nawet... boazerię". Jak relacjonowali dziennikarze tygodnika, z leśniczówki została "ruina".
Wszystko działo się tuż przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, gdzie Włodzimierz Cimoszewicz kandydował z poparciem Koalicji Europejskiej. Temat szybko podłapali politycy PiS, a także Telewizja Polska. Były premier odpierał zarzuty, twierdząc, że "zdemontował to, co chciało nadleśnictwo", co potwierdzały dokumenty. Tłumaczył, że "cała ta agresywna nagonka ma oczywisty polityczny charakter" i wiąże się z jego udziałem w wyborach do PE.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Paradoks sytuacji polegał na tym, że ja po 20 latach mieszkania w tej leśniczówce, którą wynająłem jako ruderę, w którą zainwestowałem bardzo wiele pieniędzy, chciałem ją zostawić w stanie całkowicie nienaruszonym. Nadleśnictwo powiedziało, że nie życzy sobie pewnych elementów wyposażenia, poproszono mnie o demontaż. To był dla mnie kłopot, dodatkowe wydatki, ale zrobiłem to, czego życzyło sobie nadleśnictwo - Cimoszewicz tłumaczył w 2019 roku w rozmowie z "Wirtualną Polską".
Polityk skierował do sądu dwa pozwy o zniesławienie - przeciwko "Gazecie Polskiej" oraz TVP. W ubiegłym roku decyzją sądu "Gazeta Polska" miała przeprosić byłego premiera i wpłacić 25 tys. zł na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. 5 grudnia z kolei Sąd Okręgowy w Warszawie wydał wyrok w sprawie dotyczącej Telewizji Polskiej.
Włodzimierz Cimoszewicz wygrał w sądzie z TVP
Sąd uznał, że Telewizja Polska jest winna zarzucanego jej zniesławienia i nakazał przeprosiny Cimoszewicza w głównym wydaniu "Wiadomości" oraz w tym samym czasie antenowym w TVP3. Oprócz tego TVP ma wpłacić 25 tys. zł na konto WOŚP - donosi "Gazeta Wyborcza".
Trwało to 3,5 roku, ale było warto. Będę zobowiązany za udostępnianie tej informacji. Kłamstwo dotarło do wielu, niech prawda też ma szansę - Włodzimierz Cimoszewicz napisał w poniedziałek na Facebooku.