Cisza wyborcza będzie trwała od północy z piątku na sobotę (5/6 kwietnia) do niedzieli (7 kwietnia) do godz. 21.00, kiedy lokale wyborcze zostaną zamknięte. Za jej naruszenie lub złamanie grozi kara grzywny - nawet do 1 miliona złotych za publikowanie sondaży przed zamknięciem lokali.
Złamanie ciszy wyborczej może polegać na czynnej agitacji wyborczej, organizowaniu pochodów, zgromadzeń i manifestacji, wygłaszaniu przemówień czy rozpowszechnianiu materiałów wyborczych lub publikowaniu sondaży. O tym, czy doszło do jej naruszenia, mogą decydować tylko organy ścigania lub sądy. Jeśli zdaniem obywatela doszło do zakłócenia ciszy wyborczej, może on się zgłosić na policję lub do prokuratury.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Po co jest cisza wyborcza? Prof. Dudek: To anachronizm
W debacie publicznej wciąż pojawiają się postulaty, aby zlikwidować ciszę wyborczą. Zdaniem wielu ekspertów współcześnie nie ma ona racji bytu. Podobnie myśli prof. Antoni Dudek, politolog i historyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Jestem przeciwnikiem ciszy wyborczej. To jest rozwiązanie z epoki anachronicznej. Przy obecnym rozwoju internetu, gdzie podaje się przecieki wyborcze w formie kamuflażu, to jest zabawne, ale niepoważne. Założenie, że to ma służyć jakiejś refleksji, że obywatele mają się wyciszyć, kompletnie nie działa. W moim przekonaniu cisza wyborcza jest po prostu anachroniczna. Można również dyskutować, dlaczego ona tyle trwa, a nie tydzień przed wyborami. Ja jestem jednak krytyczny w kwestii ciszy wyborczej - mówi prof. Dudek w rozmowie z o2.pl.
Czytaj także: Wstyd na całą Polskę. Sklep pokazał monitoring
Jak zauważa, jedynym argumentem za istnieniem ciszy wyborczej jest chęć wyciszenia nastrojów przed wyborami. Ma to służyć podejmowaniu racjonalnych, przemyślanych decyzji przy urnie wyborczej. Jednak zdaniem profesora Dudka ostudzenie emocji jest niemożliwe, bowiem temperatura przed elekcją jest zawsze wysoka.
To, co rozumiem i za tym mogę się opowiadać, to że by w samym dniu wyborów nie można było agitować pod biurami wyborczymi, bo wszystkie banery i plakaty i tak pozostają w dniu wyborów. Ale nie byłoby dobrze, gdyby dochodziło do rękoczynów między kandydatami, którzy do ostatniej chwili staraliby się przekonać wyborców, by na nich oddano głos - mówi nam politolog.
Prof. Dudek uważa, że gdyby w sobotę odbywały się jeszcze wiece wyborcze lub publikowano by wyniki sondaży, nic złego by się nie stało. Dlaczego zatem nadal cisza wyborcza funkcjonuje w polskim systemie?
To jest bardziej pytanie do polityków, dlaczego nie chcą tego zmienić. Może musieliby się dogadać w tej sprawie i to by oznaczało, że obie strony musiałyby głosować "za". U nas niestety polityka wygląda tak, że jak jedna strona mówi, że coś jest "białe", to druga stwierdza, iż jest "czarne". Służy to mobilizacji elektoratu i polaryzacji - zauważa nasz rozmówca.
Po ile "pistacje"? Omijanie ciszy wyborczej jako "zabawa"
Prof. Antoni Dudek zauważa, iż w dobie mediów społecznościowych polityka zmieniła się diametralnie, a cisza wyborcza zupełnie przegrywa walkę z internetem. W sieci publikowane są na przykład sondaże, gdzie jedną z partii określa się mianem "pistacji", inną zaś "ośmiorniczkami". Pojawiają się także "konfitury", "lawenda" czy "trzcina". Terminy te oczywiście sugerują, o nazwę jakiej partii chodzi.
Ja nie myślę tego potępiać, niech to robią zwolennicy ciszy wyborczej. Traktuję to jako część rzeczywistości, rodzaj gry, zabawy, natomiast nie uważam, żeby to było szkodliwe społecznie - przyznaje profesor w rozmowie z o2.pl. - To jest po prostu obchodzenie idiotycznego prawa - dodaje.
W niedzielnych wyborach będziemy wybierali sołtysów, wójtów, burmistrzów i prezydentów, a także radnych do sejmików gminy, powiatu i województwa. Jak zwykle najwięcej emocji budzą starcie kandydatów w największych miastach - Warszawie, Krakowie, Łodzi czy Gdańsku.
Rafał Strzelec, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.