Na początek warto podkreślić: Rosja jeszcze nie przegrała wojny w Ukrainie. Mimo ponoszonych strat, mimo doniesień o utratach kolejnych czołgów, samolotów czy systemów bojowych, Rosjanie wciąż zajmują część Ukrainy i walczą. Pomimo bardzo sprawnej komunikacji strategicznej i działań psychologicznych, które prowadzi strona ukraińska.
W działaniach wojennych, które od 24 lutego toczą się w Ukrainie, możemy dostrzec coraz wyraźniejszy obraz rosyjskiego wojska. To armia, która mimo swojego ogromu (ponad milion żołnierzy wg rankingu Global Fire Power) ucieka się do zbrodni na cywilach, jest źle wyposażona i żywi się racjami żywnościowymi po terminie ważności.
Pojawiały się także chętnie kolportowane przez siły zbroje Ukrainy nagrania z rabunków, jakich dopuszczali się rosyjscy wojskowi w sklepach czy proszący Ukraińców (!) o paliwo do maszyn wojskowych. Tego rodzaju sytuację opisał m.in. dziennikarz Kiyv Independent, Ilia Ponomarienko. W ubiegłym tygodniu informowaliśmy o samobójczej śmierci jednego z dowódców rosyjskich.
Prócz tego pojawiały się informacje o stratach, poniesionych przez najeźdźców w wyniku ostrzału bratobójczego. Tak było m.in. pod Charkowem, gdy rosyjską kolumnę pancerną ostrzelał własny śmigłowiec. Dyrektor brytyjskiego GCHQ, agencji wywiadowczej przekazał w środę, że Rosjanie omyłkowo zestrzelili własny samolot. Zdarzają się wśród nich przypadki niszczenia własnego sprzętu, a żołnierze rosyjscy mają niskie morale. I okradają Ukraińców
Morale i polowanie na generałów
Jak zatem przedstawiać się może kwestia morale rosyjskiej armii? Rozmówca o2.pl, zastrzegający sobie anonimowość żołnierz zajmujący się m.in. kwestiami walki psychologicznej przekonuje, że morale rosyjskie może być kluczowe dla wyniku walk. A póki co, jak mówi, jest niskie i spada. Przekonuje również, że także prezydent Putin był utrzymywany w pewnego rodzaju "bańce informacyjnej", w sprawie stanu rosyjskiej armii.
Zwraca także uwagę nie tylko na utrzymujące się na wysokim poziomie, ale wręcz rosnące poparcie Putina w kraju. Przeprowadzone przez niezależne Centrum Lewady badania wskazują, że poparcie prezydenta i kluczowych polityków po miesiącu wojny w Ukrainie umacnia się. Oznacza to także wysokie poparcie Rosjan dla działań wojennych w Ukrainie.
Przytoczony wyżej wojskowy wskazuje, że do działań niezgodnych z ogólnie przyjętym prawem konfliktów zbrojnych może dochodzić po obu stronach. Ze strony rosyjskiej - w wyniku głębokiej indoktrynacji. Część walczących w Ukrainie żołnierzy może realnie wierzyć, że czynią słusznie z "podczłowiekiem, który jest niegodny aby żyć" - bo do tego sprowadza się kłamliwa rosyjska narracja o potrzebie "denazyfikacji Ukrainy".
Ze strony ukraińskiej zaś może to być podyktowane bezsilnością w stosunku do bezwzględnego i brutalnego charakteru działań wojennych Rosji. W ostrzałach i bombardowaniach miast, np. Mariupola, giną kobiety i dzieci. Prowadzi to do wniosku, że wewnętrzna motywacja powodowana emocjami może prowadzić do skrajnych zachowań żołnierzy. Od dowódców zaś zależy, w jaki sposób pokierują emocjami swoich żołnierzy.
A od co najmniej dwóch tygodni Ukraińcy sprawnie eliminują wyższych oficerów rosyjskich. W działaniach wojennych w Ukrainie zginęło dotąd siedmiu generałów i nawet kilkudziesięciu wyższych oficerów: pułkowników, podpułkowników i majorów. To, że członkowie dowództwa są eliminowani przez wroga i ich miejsce zajmują młodsi i słabiej wyszkoleni oficerowie, raczej nie poprawi zaś stanu psychicznego rosyjskich wojskowych.
Można bez wielkiego ryzyka przyjąć, że pozbawiony dobrego, sprawdzonego w boju dowódcy żołnierz, szybciej zakwestionuje wydane mu rozkazy. Tym bardziej, że wśród dowódców rosyjskich wciąż częsty jest osobisty udział w działaniach zbrojnych. Co przekłada się na to, że giną częściej, niż ich zachodni odpowiednicy.
Armia bez ducha
Co doprowadziło armię rosyjską do takiego stanu? Były analityk Agencji Wywiadu płk Robert Cheda podkreśla, że wynika to z masowego, poborowego charakteru wojska rosyjskiego.
To była od zawsze pięta achillesowa armii w systemach totalitarnych. To często armie z poboru, o niskim poziomie uzawodowienia. Poziom ich motywacji jest zupełnie inny niż armii zachodnich. Nałożenie się poczucia misji i profesjonalizmu daje armiom zachodnim i armii ukraińskiej ogromną przewagę w stosunku do Rosjan - mówi o2.pl oficer.
Wskazuje na inną bolączkę rosyjskiego wojska: czysto merkantylny charakter wstępowania do służby nowych żołnierzy. Powodem tego, jak mówi, jest niemal zupełna niemożliwości "normalnego" awansu społecznego w cywilu. To sprawia, że do armii rosyjskiej dostają się ludzie, którzy traktują wojsko tylko jako środek utrzymania: bo armia daje zarobić na przeżycie i oferuje dach nad głową w postaci mieszkania.
Często są gotowi płacić łapówki za dostanie się do wojska, by mieć za co przeżyć. I dlatego do wojska zaciągają się kombinatorzy, przyparci do muru, mający do wyboru: albo bezrobocie i bieda, albo armia. Taki żołnierz będzie się bronił, by nie iść na front, bo gdy zginie, to skończą się środki na utrzymanie żony i dzieci, a z wojskowego mieszkania rodzinę po jego śmierci wyrzucą. I zaczyna kombinować, żeby na front nie trafić. Dlatego trafia tam, przepraszam za określenie, mięso armatnie. W taki sposób armia staje się lustrem skorumpowanego systemu, który nie funkcjonuje w warunkach kryzysu. A wojna jest kryzysem właśnie - przekonuje płk Cheda.
Odwody i zapasy czyli nadzieja Rosjan
Oficer dodaje jednak, że mimo tej inercji i bałaganu, Rosja ma jedną, ale bardzo znaczącą przewagę. Chodzi o zapasy sprzętu i możliwości jego regeneracji. Jeśli, jak przekonuje, Rosjanie nie mogą zwyciężyć militarnie, pokonać Ukraińców tym, co w tej chwili mają do dyspozycji, to będą wydłużać ten konflikt i czynić go jeszcze bardziej krwawym. A Rosja wciąż ma formacje elitarne, które mogłyby zostać rzucone do walki. I byłby to dla Ukraińców, broniących się ponad miesiąc, bardzo poważny problem.
Oprócz dywizji kantemirowskiej i części – bo nie całości – wojsk powietrznodesantowych, te jednostki nie zostały posłane do boju. Są to dwie lub trzy brygady GRU, siły operacji specjalnych i odwodowe jednostki pancerne czy zmechanizowane. Ale one są rezerwami na wypadek realnej wojny z NATO, mają służyć do obrony Rosji. Ich wprowadzenie do walki byłoby wręcz szaleństwem. Dziś w Ukrainie biją się żołnierze kontraktowi. Co by się stało, gdyby Putin zdecydował o rzuceniu do walki świeżych i silnych jednostek odwodowych, dobrze wyekwipowanych i wyposażonych? - pyta analityk.
Przypomina także, że wojna nie jest grą do jednej bramki i nie tylko Rosjanie tracą sprzęt. Dlatego ukraińscy politycy apelowali o przekazywanie im choćby czołgów czy samolotów. Armia ukraińska ma coraz mniejsze możliwości ofensywne. Będą wykrwawiać Rosjan, ale to bardzo przedłuży konflikt i doprowadzi do dużych strat ludzkich. Rosjanom została za to jeszcze co najmniej jedna dywizja powietrznoszturmowa.
Obawiam się rzucenia jej do walki np. w mocno zniszczonym choć nadal broniącym się Mariupolu. Zaniepokoił mnie raport OSW, mówiący m.in. o pogarszającej się sytuacji gospodarki ukraińskiej. Choć bronią swojego kraju bardzo dzielnie, to zaczynają się pojawiać braki w sprzęcie. I tu widzę dysproporcję na korzyść Rosjan, która w obliczu wspomnianych przeze mnie odwodów musi budzić niepokój - kontynuuje płk Cheda.
Dodaje za to, że nie wierzy w walczących po stronie rosyjskiej najemników arabskich czy raczej w ich skuteczność. Nie są to, jak mówi, żołnierze zdolni do obsługi najnowszych rosyjskich systemów ani do współdziałania z regularną armią. W realnej, ciężkiej walce pierwsi rzucą wszystko i zaczną uciekać.
Z podobną ostrożnością każe podchodzić do informacji o Czeczenach, mających stanowić "wojska zaporowe" - przeznaczone do powstrzymywania uciekających Rosjan. Tego rodzaju informacje pojawiały się w mediach: wojska Ramzana Kadyrowa miały, jak opisywały media, wręcz strzelać do cofających się Rosjan. W opinii płk. Chedy zbyt duża jest zakorzeniona między obiema nacjami nienawiść i w tego rodzaju sytuacjach dochodziłoby do walk wewnętrznych.
Jestem przekonany, że rosyjscy oficerowie po prostu zaczęliby strzelać do broniących im drogi odwrotu Czeczenów. Przypuszczam raczej, że mogą oni brać na siebie rolę drugiej linii. Jeśli np. rosyjskie natarcie załamie się i żołnierze zaczną uciekać, to Czeczeni mogą powstrzymywać ukraińskie kontrnatarcie do czasu przegrupowania i powrotu do walki regularnych wojsk rosyjskich - podsumowuje analityk.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.