Sohail Ahmadi miał zaledwie 8 tygodni, gdy rodzice w akcie desperacji przekazali go w ręce amerykańskich żołnierzy. Nie przyniosło to oczekiwanego skutku - chłopiec został w Afganistanie, a jego rodzice dotarli do USA. Dzieckiem zaopiekował się Hamid Safi, taksówkarz, który po znalezieniu chłopca na lotnisku zabrał go do siebie i wychowywał jak własnego syna.
Mirza Ali Ahmadi, ojciec dziecka, w rozmowie z agencją Reutera przyznał, że 19 sierpnia, ze strachu przed tym, że w ścisku osób oczekujących na lotnisku jego synek zostanie dosłownie zmiażdżony przez tłum, postanowił oddać go w ręce żołnierzowi USA. Był przekonany, że poda go nad bramkami, a później sam przedostanie się około 15 metrów do wejścia na pokład samolotu, gdzie potem odbierze synka. Tak się jednak nie stało.
W tym czasie talibowie odepchnęli tłum. Ahmadi i jego żona - Suraya - a także ich czworo dzieci nie mogli dostać się do środka przez długi, długi czas.
Przeczytaj także: Prezydent Kazachstanu wydał rozkaz. Mogą strzelać do protestujących
Ojciec chłopca wpadł w panikę.
Ahmadi nie mógł nigdzie odnaleźć Sohaila. Szukał go na lotnisku, ale otrzymał informację od urzędników, że jego synek najprawdopodobniej opuścił już granice kraju. Zapewniono go, że "spotka się z nim później" - podaje agencja Reutera.
Wkrótce cała rodzina trafiła do Stanów Zjednoczonych. Tymczasowo zamieszkali w Teksasie. Ciągle zastanawiali się, co dzieje się z ich synkiem.
Tymczasem ten był u wspomnianego już Safiego - taksówkarza, który przywiózł 19 sierpnia na lotnisko rodzinę swojego brata. Przypadkiem wtedy znalazł chłopca na lotnisku. Jak twierdzi - chłopiec cały czas płakał. Safi próbował początkowo znaleźć jego rodziców, jednak nie udało mu się to, więc zabrał dziecko do swojego domu, gdzie przebywały także jego trzy córki. Jak wyznał - zawsze chciał mieć syna.
Jeśli znajdzie się jego rodzina, oddam go im. Jeśli nie, sam go wychowam - powiedział mężczyzna, cytowany przez agencję Reutera.
Safi zabrał go do lekarza, a wkrótce nawet wstawił zdjęcie w social mediach całej swojej rodziny - z Sohailem w środku. Wtedy też pojawił się artykuł agencji Reutera o zaginionym chłopcu. Sąsiedzi Safiego poinformowali agencję o miejscu jego pobytu, rozpoznając chłopca ze zdjęć w artykule. Kolejny artykuł dotarł natomiast do Ahmadiego.
Przeczytaj także: USA ostrzegają Rosję. Krótki komunikat. "Świat patrzy"
Safi odmówił. Nie chciał oddać dziecka ojcu
Ahmadi skontaktował się z Safim i poprosił go o oddanie dziecka. Taksówkarz odmówił. Wkrótce skontaktowano się nawet z talibską policją. Poinformowano, że doszło do porwania.
Policjanci odwiedzili Safiego, ale ten zaprzeczył zarzutom. Wyznał, że "nie porwał chłopca, ale się nim opiekuje". Policja umorzyła więc śledztwo.
Na szczęście Safi i jego rodzina poszli po rozum do głowy i wkrótce komendant policji pośredniczył w rozmowie pomiędzy rodzinami, które postanowiły się dogadać. Ahmadi miał zwrócić niecałe 1000 dolarów za opiekę nad dzieckiem Safiemu, którą ten sprawował przez 5 miesięcy.
Kiedy chłopiec po raz pierwszy spotkał się z ojcem, na ich twarzach widać było łzy. Płakali także dotychczasowi opiekuni dziecka.
Płakali, ja też płakałem, ale zapewniłem ich, że oboje są młodzi, Allah da im dziecko płci męskiej. Nie jedno, ale kilka. Podziękowałem im obojgu za uratowanie dziecka z lotniska - wyznał Ahmadi.
Po wszystkim rodzina świętowała powrót do domu Sohaila. Wyprawiono ucztę w Michigan, gdzie teraz żyją - szczęśliwi, że są razem.
Przeczytaj także: Kazachstan zagrożony inwazją. Rosja i Białoruś ślą wojsko
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.