Jacek M. to były ksiądz katolicki. W 2016 roku opuścił Zgromadzenie Księży Misjonarzy, jednocześnie występując ze stanu kapłańskiego, co miało związek z nałożeniem na niego przez przełożonych zakazu wypowiadania się w mediach.
Były duchowny skoncentrował się potem na działalności medialnej na swoim portalu informacyjnym i kanale YouTube, często podawał się potem za dziennikarza.
Jego znakiem rozpoznawczym stał się udział w marszach niepodległości, na których wygłaszał kontrowersyjne tezy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podczas manifestacji narodowców w setną rocznicę odzyskania niepodległości nawoływał do "świętej wojny ze złem, z wrogami ojczyzny, bo my nie układamy się z komunistami, syjonistami, zdrajcami, zwykłymi wrogami".
Pamiętny był także marsz, który przeszedł ulicami Wrocławia 1 marca 2019 r. z okazji Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Został zorganizowany m.in przez byłego księdza Jacka M.
Jak podkreśla "Gazeta Wyborcza", uczestnicy wyruszyli wtedy z pl. Solnego, krzycząc swoje standardowe hasła: "A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści" czy "Żydowscy komuniści gorsi niż naziści".
Jak czytamy, Bartłomiej Ciążyński, wówczas doradca społeczny prezydenta ds. tolerancji i przeciwdziałania ksenofobii, stał się architektem pomysłu, jak na podstawie prawa walczyć z nienawiścią na demonstracjach. Miasto zaczęło więc pilnować przestrzegania przepisów.
Wrocław oskarża Jacka M.
Wrocław złożył do sądu subsydiarny akt oskarżenia. Można go skierować w przypadku przestępstwa ściganego z urzędu, gdy prokuratura dwukrotnie odmówi lub umorzy postępowanie.
Przypomnijmy, że wcześniej śledczy nie dopatrzyli się w wypowiedziach Jacka M. z 2019 roku niczego niezgodnego z prawem.
Przerwaliśmy seans nienawiści, na którym organizatorzy wykrzykiwali antysemickie hasła, a następnie złożyliśmy zawiadomienie do prokuratury, która jednak nie była skora do prowadzenia postępowania. Nie lubimy zatrzymywać się w połowie drogi, dlatego zdecydowaliśmy się na własny akt oskarżenia - mówi "Wyborczej" Bartłomiej Ciążyński, wiceprezydent Wrocławia.
To precedens na skalę Polski. Jeszcze nie zdarzyło się, by samorząd poszedł tak daleko.
Wynika z tego, że prokuratura, która powinna ścigać przestępstwa, tego nie robi. Musimy więc ją wyręczać w zadaniach, które do niej należą - powiedział wiceprezydent Wrocławia.
Rozprawa przed sądem została zaplanowana na 13 kwietnia. - Nie precyzowaliśmy w akcie oskarżenia kary, o jaką wnioskujemy. Pozostawiliśmy to do uznania sądu - podkreślają przedstawiciele magistratu.