Nikołaj Patruszew przebywa z wizytą w Chinach. W poniedziałek podkreślił, że wzmocnienie więzi Kremla z Pekinem jest głównym celem jego polityki. Określił też "wzmocnienie wszechstronnego partnerstwa i strategicznej współpracy z Pekinem jako bezwarunkowy priorytet polityki zagranicznej Rosji".
Insiderski kanał Generall SVR w serwisie Telegram podaje, że cele wyprawy Patruszewa są też inne. Ma on przygotować Pekin na potencjalną tranzycję władzy, czyli zmianę na najwyższych szczytach władzy Kremla. Kanał od kilku miesięcy wskazuje, że potencjalnym następcą Władimira Putina mógłby być minister rolnictwa - Dmitrij Patruszew.
Zbieżność nazwisk jest nieprzypadkowa. Dmitrij Patruszew jest synem Nikołaja Patruszewa. Funkcję szefa rosyjskiego resortu rolnictwa pełni od 2020 r., kiedy powołany został rząd Michaiła Miszustina. Patruszew-senior miałby, zdaniem operatorów kanału Generall SVR, omawiać z Chińczykami ramy potencjalnych rządów nowego prezydenta.
Wskazywane są też cele oficjalnej wizyty sekretarza Rady Bezpieczeństwa. Chodzić ma o wzmocnienie współpracy między resortami obrony obu krajów oraz o współpracę gospodarczą. A Chiny są dla Rosji jednym z największych partnerów, szczególnie w zakresie surowców energetycznych. Rosja nie może jednak liczyć na bezpośrednie dostawy chińskiego uzbrojenia, co Patruszewowi zostało zakomunikowane wcześniej.
Były analityk Agencji Wywiadu i ekspert ds. wschodnich, mjr Robert Cheda przekonuje, że w jego ocenie wizyta spowodowana jest bardzo pilną realizację ustaleń miedzy Putinem a Xi. W ubiegłym tygodniu, obaj przywódcy spotkali się podczas szczytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Odbyło się ono w Uzbekistanie. Do Samarkandy przybyli m.in. Władimir Putin, Recep Erdogan, Aleksandr Łukaszenka oraz przedstawiciele innych krajów, takich jak Iran czy Indie.
Czytaj też: Dziwne zachowanie Putina. Wszystko się nagrało
Sekretarz Rady Bezpieczeństwa to funkcja polityczna, koordynacyjna. Podczas spotkania w Samarkandzie podjęto ustalenia, głównie na temat gospodarki i technologii, a teraz trzeba przejść do ich wdrożenia czyli egzekucji. Zakładam, że chodzi o negocjowanie współpracy gospodarczej, szczególnie dotyczące importu towarów podwójnego zastosowania, wojskowego i cywilnego, bo sytuacja gospodarcza Rosji staje się powoli dramatyczna. Chyba, że całe to spotkanie jest zmyłką obliczoną na to, by cały świat się zastanawiał - mówi w rozmowie z o2.pl mjr Cheda.
Wskazuje też jednak inne możliwe powody spotkania. Po pierwsze: zakończenie wojny w Ukrainie. Wojna ta, jak przekonuje, nie jest na rękę Chinom. Może się skończyć mocarstwowość Chin oparta na założeniu wielkiej fabryki. Z kraju już zaczynają wycofywać się inwestorzy zachodni, a to dla Chin byłaby katastrofa.
Po drugie: chińskie zamiary wobec Tajwanu, wymagające koordynacji politycznej z Rosją. Analityk opisuje, że może chodzić o prowokacje wobec Tajwanu, co miałoby odwrócić uwagę Zachodu od działań w Ukrainie. Nie przypuszcza, by Chiny poszły na zwarcie, ale "próbować sztuczek mogą".
Zmiana czy sondowanie nastrojów?
A co z domniemanym przekazaniem władzy? Major Cheda twierdzi, że tego rodzaju wrzutki mają wiele celów. Władimir Putin może próbować testować swoje elity na zasadzie uderzenia w stół i nasłuchiwania skąd odezwą się nożyce.
Tranzycja władzy w Rosji to moment niebezpieczny, zawsze niesie ryzyko chaosu. Zatem Putin chce zintegrować wokół siebie – poprzez strach – społeczeństwo, które zaczyna się powoli, ale wyraźnie dzielić. Jest jednak na stole i trzeci scenariusz. Ze względu na sytuację kraju oraz wiek samego Putina, na Kremlu może z wolna dojrzewać koncepcja usunięcia się w cień. Rządzenia krajem z tylnego fotela przez mniejszego lub większego figuranta, co pozwoliłoby przerzucić na takiego figuranta odpowiedzialność za obecne wydarzenia z Putina i jego ekipy - konkluduje analityk.
Tym bardziej, że plotki o wymianie Putina na kogoś innego pojawiają się w zasadzie od momentu wybuchu wojny w Ukrainie. Wśród potencjalnych następców obecnego prezydenta wymieniano już m.in. szefa FSB, Aleksandra Bortnikowa. Jak dotąd jednak Putin trwa, pomimo coraz bardziej wymykającej mu się z rąk sytuacji w Ukrainie i pogłębiającego się kryzysu gospodarczego Rosji.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2.pl