Trzecia fala COVID-19 nie miała litości i zabrała dość pokaźne żniwo. Czy grozi nam kolejna? Eksperci z Centrum Modelowania Interdyscyplinarnego przygotowali prognozy, które uwzględniają wszystkie możliwości. Wniosek jest jeden - najgorsze mamy za sobą.
Najgorszy scenariusz przewiduje 15 tys. zakażeń na dobę w lipcu. Jednak eksperci przyznają, że istnieje szansa na uniknięcie najgorszego. Zwracają uwagę też na to, że liczba hospitalizowanych może spaść z 30 tys. do 14-15 tys. w najczarniejszym scenariuszu. To połowa pacjentów mniej, niż przy trzeciej fali.
Jeśli nie wydarzy się nic złego (np. pojawi się zupełnie nowy szczep wirusa), to przed nami końcówka epidemii. Może przebiegać łagodniej, albo nieco mniej łagodnie, ale raczej nie będzie sroga - powiedział dr Franciszek Rakowski z ICM UW, w rozmowie z Gazeta.pl.
Naukowcy określają nadejście czwartej fali jako "falkę". Optymistyczny scenariusz przewiduje liczbę hospitalizacji do maksymalnie 7 tys. Mimo dość pocieszających prognoz, warto wciąż zachowywać środki ostrożności.
Czynnikiem, który sprawia, że ta czwarta falka w ogóle może zaistnieć, są duże luzowania, w tym całkowite otwarcie szkół. Gdyby nie to, zapewne w ogóle by jej nie było. Na szczęście nawet biorąc pod uwagę powrót dzieci do szkół, wystąpienie czwartej fali nie jest pewne - mówi dr Rakowski dla Gazety.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.