"Częściowa mobilizacja" w Rosji. Co ta decyzja zmieni na froncie?
Nagła decyzja Władimira Putina miała z pewnością przestraszyć Ukrainę oraz Zachód. Czy jest się jednak czego bać? Eksperci z Instytutu Badań nad Wojną (ISW) uspokajają. Decyzja o poborze do wojska obejmującym aż 300 tys. ludzi, podjęta przez ministra obrony Siergieja Szojgu przede wszystkim ujawnia duże problemy, z którym zmaga się rosyjska armia.
Rosja po ponad pół roku walk zbrojnych nie osiągnęła celów, jakie sobie wyznaczyła, i tych ruchem się do tego otwarcie przyznaje. Przyznaje się również do osłabienia sił zbrojnych oraz braku ochotników do prowadzenia działań. Eksperci są jednak zgodni, że zmobilizowanie części rezerwistów nie zmieni diametralnie przebiegu wojny, ponieważ nie pozwoli na stworzenie istotnych zasobów na froncie.
Federacja Rosyjska poinformowała, że na tę chwilę ich straty w Ukrainie sięgają ok. 6 tys. żołnierzy. Ukraińska strona informuje jednak, że straty rosyjskie to ok. 55 tys. żołnierzy. Pojawiają się również pytania, kto wyszkoli rezerwistów oraz skąd otrzymają wyposażenie, skoro rosyjska armia ma aktualnie duże braki kadrowe. Wiadomo tylko, że odpowiednie szkolenie może zająć tygodnie lub miesiące. Rosja najprawdopodobniej wykorzystała już najlepiej przygotowane siły rezerwy i obecnie chce skorzystać z grupy osób mniej zdolnych do walki.
Orędzie Putina. Dlaczego nie warto się bać "gróźb jądrowych"?
W środowym orędziu prezydenta Władimira Putina nawiązano nie tylko do "referendów" aneksyjnych, ale także po raz kolejny przypomniano, że Rosja gotowa jest użyć specjalistycznej broni, w tym nuklearną, jeśli tylko bezpieczeństwo państwa będzie jakkolwiek zagrożone. Amerykańscy analitycy uważają jednak, że przemówienia Putina nie powinno się traktować jako otwartej groźby. Nie wskazano także związku między aneksją, częściową mobilizacją i zasięgiem użycia broni jądrowej.
Reakcja Rosjan na pobór do wojska
Reakcja Rosjan na orędzie i ogłoszenie "częściowej mobilizacji" ze skutkiem natychmiastowym jest taka, że obywatele masowo uciekają z kraju. Wykupienie biletów lotniczych m.in. do Białorusi, Kazachstanu czy Armenii jest aktualnie prawie niemożliwe. Co więcej, Rosja zaostrza kary za dezercję lub niestawienie się na wezwanie. Może to być nawet 10 lat w kolonii karnej. Sytuacja w Rosji zmusiła więc wielu obywateli do wyjścia na ulice. W wielu miastach kraju trwają protesty przeciwko mobilizacji.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.